
Czy mam dziś tyły? Czy jestem w miejscu, w którym niby można zacząć się urządzać, ale to oznacza rezygnację i klęskę? Oczywiście że tak. Nie zostanę tu długo – staram się jak mogę, żeby się wydostać. Wprawdzie tarta się jeszcze piecze, ale pan już zamówił rubena. Pozwoliłam sobie tego rubena sfotografować, bo też dawno nie występował w roli zanęty. Nie to żebyście potrzebowali jakiegoś dodatkowego impulsu, żeby sobie takiego rubena kupić – wręcz przeciwnie. No ale skoro już mam tę fotkę to ja wykorzystam. W końcu kiedy Coca-Cola przestała się reklamować, jej sprzedaż poszybowała w dół. Nawet – że tak się wyrażę bombastycznie – okręty flagowe trzeba czasem przypomnieć szerszemu gronu. A co, jeśli ktoś go nie jadł trzy lata, zobaczy go dziś na zdjęciu i zamarzy mu się wgryźć w chrupiący własnej roboty chleb? I akurat ten ktoś może dziś do nas podjechać. Chociaż i dla tej jednej osoby warto.
Ale nie samym rubenem człowiek żyje. Dziś jest upał, więc lrzygotowalismy dla Was chłodniejszy lancz. Oto propozycje:
- krem z dyni z mleczkiem kokosowym
- spaghetti ze świeżymi pomidorami, oliwą extra vergine, bazylią, smażonym czosnkiem i serem grana padano – danie z gatunku tych, co to wydają się nieatrakcyjne, ale w smaku są niezrównane
- butter chicken z kolendrą i ryżem basmati – OKOŁO DZIESIĘĆ PORCJI
- tarta z bakłażanem, kozim twarożkiem i olejem z pestek dyni.