
Pamiętacie ten pociąg TLK relacji Zakopane/Krynica – Gdynia Główna? Ten tani a szybki przewóz osób (jak te ciastka “brzydkie a dobre”), który wsiadających i nieznających realiów pasażerów szokuje na wejściu brakiem klimy? Postanowiłam zagrać w ruletkę i jadę nim dzisiaj do Warszawy wraz z serdeczną koleżanką do innej bliskiej i równie serdecznej koleżanki. Rezerwując bilety dwa tygodnia temu nie zakładałam, że w dniu piątym września Anno Domini 2025 będzie duchota i trzydzieści stopni. Będzie więc jak w indyjskich pociągach – gorąco, duszno i ciasno. Nigdy nie jechałam indyjskim pociągiem i znam je tylko z literatury i kinematografii, więc mogę się grubo mylić co do analogii (Co Ty wiesz o indyjskich pociągach? To trzeba po prostu przeżyć, a nie pisać pod tezę”). Zamierzamy godnie znosić trudy podróży – przynajmniej ja, bo nie wiem jak zniesie to moja towarzyszka. Ale ona porusza się na co dzień służbową czerwoną Skodą Fabią bez klimy, więc powinna być przyzwyczajona. Swoją drogą – ochrzciliśmy z małżonkiem jej samochód „Skorsze” – bardzo jej się ta nazwa spodobała.
W związku z wyjazdem nie planujemy dziś skracać godzin otwarcia – pociąg według rozkładu odjeżdża o 16:00,ale zawsze startuje 10-20 minut później. Więc na luziku sobie posprzątamy, pożegnam się z małżonkiem i pójdę na tramwaj na Rondo Mogilskie – przy tych Celsjuszach nie porywam się na spacer.
Nabuzowana toną energii – ten stan ciągnie się od wczoraj i być może jednak jest chociaż trochę spowodowany podnietką wyjazdową – zapraszam Was na dzisiejszy lancz. Same dobroci mamy:
- krem z zielonego groszku z jogurtem
- CZTERY PORCJE kremu kalafiorowej z olejem z pestek dyni
- makaron penne ze szpinakiem i gorgonzolą, posypany tartym serem grana padano i prażonymi orzechami włoskimi
- CZTERY PORCJE wegańskiego tażina z ciecierzycy, bakłażana, cukinii i dyni, z suszonymi morelami, prażonymi nerkowcami, kolendrą i bulgurem
- tarta z boczniakami, wędzonym boczkiem i mozzarellą fior di latte (MNIAM!).