
Jakiś czas temu poszłyśmy z siostrą na spotkanie promocyjne pewnego wydawnictwa. Zapowiadało się ciekawie bo temat był interesujący i miałam nadzieję na dobrze spędzony czas. W rozmowie uczestniczyła osoba prowadząca i dwoje gości. Goście byli pracownikami naukowymi i gdzieś tam w swoich specjalizacjach zahaczali o temat. Wszystko wydawało się grać. Ale kiedy zaczęli rozmawiać, mój entuzjazm malał. Spotkanie było po prostu nudne. I to nie dlatego, że temat był nudny – po prostu forma przekazu do mnie nie trafiła. Czułam się jak na super nudnej konferencji naukowej, bo żaden z gości mimo niewątpliwie szerokiej wiedzy, nie miał daru jej przekazywania. Osoba prowadząca też nie pomagała. Pomyślałam wtedy oczywiście o niezrównanej Adze Kozak, która wszystkie wywiady i spotkania wznosi na wyżyny, uczłowiecza i odsztywnia.
Bywam czasem na takich imprezach, natomiast moja siostra bardzo rzadko. Siedziałyśmy tak i czułam, że marnujemy czas – że mogłybyśmy sobie na to miejsce pogadać – w końcu nie widujemy się tak często sam na sam. Najpierw nachyliłam się do niej i szepnęłam:”Strasznie przynudzają”. Spojrzała na mnie i przytaknęła,a ja w jej wzroku znalazłam to czego szukałam. Minęło kolejne kilka minut i szepcę do niej: “Najpierw ja wychodzę. Potem Ty, nie od razu”. Opuściłam swoje miejsce, a po niecałej minucie ona dołączyła do mnie i zeszłyśmy schodami w dół. Udałyśmy się do drink baru Szara, które to miejsce bardzo lubimy ze względu na klimat, który tworzą zatrudnieni tam od wielu lat barmani. No i wieczór był uratowany.
Kiedyś pewnie siedziałabym do końca bo byłoby mi niezręcznie wyjść. Teraz już tak nie jest – czasu coraz bardziej szkoda.
A co na lancz: już piszę:
- toskańska zupa pomidorowa z oliwą i bazylią, zagęszczana naszym domowym chlebem
- makaron orecchiette z cukinią w sosie śmietanowo-winnym, z serem pecorino romano
- pięć porcji makaronu penne z ragu bolońskim, pietruszką i serem grana padano
- tarta z pieczoną dynią hokkaido, kozim serem i suszonymi pomidorami.