Szczerze chciałabym, żeby nazwa tej sałatki faktycznie została poczęta gdzieś w okolicach Tybru. Najlepiej tak ze dwa tysiące lat temu. Rzeczywistość jest bardziej prozaiczna. Z jej powstaniem wiąże się wprawdzie anegdota, ale nie sięga starożytności, a ubiegłego wieku. Szkoda.
A anegdota? A był taki jeden imigrant z Włoch, mieszkający w Tijuanie, pracujący tamże i w San Diego. Caesar Cardini mu było. Podejrzewam go, choć potwierdzenia nie znalazłam, że w Stanach głównie zarabiał, a po meksykańskiej stronie mógł zamienić owoce pracy na szklaneczkę tequili. Prohibicja zmuszała ludzi do kombinacji alpejskich. Przynajmniej nie łamał prawa, kupując lewy bimber od jakiegoś odpowiednika Ala Capone na zachodnim wybrzeżu.
Któregoś wieczora, tuż przed zamknięciem, naszego bohatera odwiedziła grupa głodnych gości. Późno było, a w lodówce resztki. Więc zmajstrował z resztek na chybcika salatę. Kelnerowi kazał powiedzieć, że jest to specjalność szefa. Ponoć zasmakowała niebywale.
Wariacji na temat tego dania jest wiele. Proponowana dziś przeze mnie nie jest w stu procentach wierna oryginałowi, ale ręczę za jej pyszność. Niewiele przy niej pracy, za to efekt… Czyli tak jak lubimy.
Sałatka Cezar
Czas przygotowania: 30 minut
Składniki dla trzech osób:
- nieduża główka sałaty rzymskiej
- 3 kromki chleba tostowego
- garść pomidorków koktajlowych
- 6 plastrów boczku
- parmezan
- 300–400 g Fileta z piersi kurczaka (zamarynowanego co najmniej 2 godziny przed obróbką w oleju, czosnku i ziołach)
- opcjonalnie kilka krążków czerwonej cebuli
- 100 ml sos Cezar
Sałata rzymska nie jest najłatwiejsza do zdobycia, dlatego możemy ją z powodzeniem zastąpić lodową. Ja wprawdzie wypatrzyłam takową na Starym Kleparzu, ale główka w główkę stanowiła mikrokosmos gęsto zaludniony przez mszyce. Jako że nie mam armii superszybkich i wygłodniałych biedronek w mieszkaniu, zdecydowałam się jednak na lodową. Reszta jest prosta – myjemy i osuszamy liście sałaty, grillujemy kurczaka i boczek, kromy cebuję w cienkie krążki, pomidory w cząstki a parmezan w płatki.
Kroimy chleb tostowy na grzanki i albo smażymy je na patelni, albo pieczemy na blaszce w piekarniku (ja dodaję czosnek, zioła prowansalskie i masło). Tak przygotowani zabieramy się za sos. I tutaj szkoły są dwie. Albo kręcimy własnoręcznie majonez, albo używamy gotowego, jeśli nie mamy czasu ani weny. Niezależnie od tego, czy majonez ukręciliśmy sami, czy też odkręciliśmy słoik z owym, przygotowujemy sos.
Sos Cezar
- 150 ml majonezu
- 4 fileciki anchovies lub sos worchesterschire (dają podobny posmak)
- 30 g kaparów
- 2 ząbki czosnku
- pieprz do smaku
Wkładamy to wszystko do blendera i miksujemy. Sól jest zbędna, bo kapary i anchovies, czy też worchesterschire mają jej aż nadto. Uwarzywszy sos mieszamy go z salatą, wykładami na talerz. Dodajemy w dowolnej kolejności i konfiguracji pozostałe składniki. A potem… wiecie co macie robić.