Cacio e pepe, czyli mniej znaczy więcej
Cacio e pepe znaczy ser i pieprz. I o tym sosie do makaronu z regionu Lazio będzie ta piosenka. Ale zacznijmy od początku.
Cacio e pepe znaczy ser i pieprz. I o tym sosie do makaronu z regionu Lazio będzie ta piosenka. Ale zacznijmy od początku.
Cucurbita to dynia, cucumis ogórek. Nomenklatura pokazuje, że to bliskie kuzynostwo. Pora roku każe przypuszczać, że to pękaty twór będzie przedmiotem naszych dywagacji i obróbek termicznych.
Tym razem nie podam Wam przepisu na pesto. Wszystko dlatego, że przygotowujemy specjalny odcinek, do którego załączymy filmik ze wzrostu bazylii. Póki co wyrasta ona sobie spokojnie
Czytamy to „odżi ruri”. Takiej nomenklatury używałyśmy z siostrami sisters, gdyśmy na włoskiej ziemi pospołu brzoskwinie zrywały. Jeździłyśmy tam co lato przez kilka lat z rzędu,
Ten makaron zrobiliśmy rzutem na taśmę. Przyczyną był zakup krewetek w całości, z czarnymi łypiącymi oczkami i pancerzykiem, kuszących sumiastym wąsem. Wprawdzie już ugotowanych
Kto nie wie co to „świdermajer”, niech poszuka, bo to ciekawe zagadnienie. A że będzie dziś o fusilli, czyli po prostu świderkach, to się tytuł nasunął. Właściwie ten makaron to nie świderki, a świdry.
Z makaronem, i to w harmonii. Bo harmonijna to zaiste pasta. Nazywa sie armoniche (daruję sobie translację), a wygląda tak:
Któregoś dnia, może dwa miesiące temu, zadzwoniła do mnie dobra koleżanka. I „od progu” pretensje i wyrzuty: „Dlaczego na Wielkiej Pyszności nie ma jeszcze lasagne?”.
Cannelloni zrobiłam w ramach rehabilitacji. Za nieudane gnocchi dyniowe. Miejcie świadomość, że i spod mojej ręki raz na jakiś czas wychodzą gnioty. W przepisie była dynia zamiast
Zadam teraz pytanie retoryczne. I wiem, że znakomita większość z Was od razu będzie znała odpowiedź.
Zakupiłam ci ja piękny płat łososia. Świeży, różowy, smakowity. Ale problem w tym, że był tylko jeden.
Dlaczego taki tytuł? Popatrzcie sobie na zdjęcie poniżej. Makaron, a udaje ryż. Czyli danie będzie wypadkową dwóch różnych produktów.
Tytuł i od razu spostrzegam, że kiedy od popularnego eufemizmu odejmiemy słowo „kobieta”, to same „lekkie obyczaje” brzmią tak jakoś… lekko?
Przypomniała mi się historyjka, tak a propos sera z kozy. Jechałam kiedyś z Krakowa do Bielska. W pewnym momencie podróży zobaczyłam z okna autobusu pizzerię „Capra”. Co za bezsensowna nazwa
Wygrały. Są. A ja się niezmiernie cieszę. Wszyscy znamy zasady Jadłospisu Demoluda i wiemy, że jedynym kryterium wyboru jest nazwa.
Wczoraj wróciłam do Krakowa ze Świąt Wielkanocnych spędzonych w rodzinnym domu. Jak zwykle było wiele radości. Mateczka zrobiła niezrównany żurek i flaki,
Czemu górnik? Ci z Was, którzy liznęli języków pochodzących od łaciny, albo są rozeznani w prehistorii na pewno dodali już dwa do dwóch.
Chyba nie muszę tłumaczyć, że sobie dworuję troszeczkę. Takie resztki występują pewnie w lodówce pani Lawson-Saatchi, obok homara, żabnicy i zamrożonych w torebce kurzych białek.