Do trzech razy sztuka. Krem z dyni
Właściwie dlaczego do trzech? W tym roku tak wspaniale kooperuje mi się z dynią, że nie wykluczam kolejnej pomarańczowej pozycji w menu.
Właściwie dlaczego do trzech? W tym roku tak wspaniale kooperuje mi się z dynią, że nie wykluczam kolejnej pomarańczowej pozycji w menu.
Przełomie roczników siedemdziesiątych i osiemdziesiątych! Czy pamiętasz w czytance do języka polskiego w klasach nauczania początkowego opowiadanie w odcinkach „Tatary idą”? Ja pamiętam.
Już wyjaśniam, dlaczego użyłam liczby pojedynczej. Przecież już berbecie z mlekiem matki wysysają wiedzę, że w Krakowie są dziesiątki poetów.
Hau, hau. Odszczekuję to, co powiedziałam o dyni hokkaido. Że niby skórka jest za twarda żeby ją jeść. Otóż nie jest, właściwie to jest idealna.
Już dwa tygodnie temu odnotowałam ich pojawienie się na podHalu. Zapamiętałam, że już są i postanowiłam niebawem ugotować coś z ich gościnnym udziałem.
Zakupiłam ci ja piękny płat łososia. Świeży, różowy, smakowity. Ale problem w tym, że był tylko jeden.
Mam nadzieję, że nazwa dzisiejszego deseru cokolwiek Wam mówi i nie traktujecie jej jako błędnie napisanej nazwy gruczołu. Wyobraźcie sobie kruchą, słodką tartę
Miałam wczoraj sportowy dzień. 20 km na rowerze i godzina basenu. Lubię tak się zmęczyć raz na jakiś czas. Sęk w tym, że cała ta sportowa wyprawa
Pstrągi i inne świeże ryby kupujcie we czwartki. To nie żarcik, po prostu w środowe wieczory przybywają do Polski zagraniczne ryby i owoce morza. Mówię o tych świeżych.
Powiem szczerze, że nie musiałam robić tych wszystkich mecyji z głosowaniem. Umieszczając dzisiejszego zwycięzcę wśród „konkursowiczów”, jak mawiał Pan Japa, od początku wiedziałam, że jest
Chętnie podzieliłabym się z Wami wiedzą z zakresu wypełniania rubryczek w tych diabelskich druczkach. Tylko nie umiem tego robić.
Ogórki były nasze, kurki to dar losu od mamy. Mama dostała je od szwagra, który podczas podróży, mijając las, postanowił zatrzymać się tam na chwilę.
Na wstępie zarekomenduję nieodpłatnie lokal w moim rodzinnym mieście. Miasto nazywa się Ciechanów, było kiedyś wojewódzkie, ale jako powiatowe nie tęskni chyba do dawnej „potęgi”.
Tak go nazywali – kawior z bakłażana. Pamiętam tę potrawę , „mille feuille z kawiorem z bakłażana”. Nazwa, której nikt w całej restauracji nie potrafił poprawnie wymówić.
Krowa to jednak jest żywicielka. Tyle dobroci można wygenerować z mleka. Jako że moja mama pochodzi ze wsi na pograniczu Kurpiów, Podlasia i Mazowsza, jako dzieci
Poruszyłam temat w poprzednim odcinku. Dałam Wam też zarys procesu kiszenia i podziału na role w naszym stadle. Żeby jednak nie bombardować zbyt dużą ilością
Rytuał powtarza się co roku. Wsiadam na rower, jadę na podHale, kupuję dwa kilogramy małych ogórków i pozostały towar do kiszenia.
Wpadła mi ostatnio w ręce mała książeczka o kuchni francuskiej. Nic specjalnego, w każdej piszą praktycznie to samo. Tarty, zupa cebulowa i reszta. Tak sobie z obowiązku przeglądałam,