Pan Mirosław* inspiruje. Pęczak z warzywami

Pęczak z warzywami i orzeźwiającym sosem

Od razu się przyznaję. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, do tej pory nigdy nie jadłam pęczaku. Nawet mnie to dziwi, w końcu ten kraj, oprócz ziemniaczano–buraczanego, mógłby być też kaszanym. Kaszowym? Hmm, odsyłam do prof. Bralczyka, bo pochodzi z moich rodzinnych stron, więc w naturalny sposób przedkładam go nad profesora z Wrocławia :D.

W każdym razie dotąd byłam ugorem na polskim poletku pęczakowym. Nie znaczy to jednak, że cała moja familia jest równie jałowa. O nie! Jedna z moich młodszych sióstr stosuje kaszową trójpolówkę – co się chwali, bo ten system nie wyjaławia gleby, w przeciwieństwie do monokultury, wspomaganej pestycydami. Kiedy więc w ostatnią niedzielę przyszliśmy w jej skromne progi na wspólny posiłek, uzgodniliśmy że to pęczak będzie obiadową bazą. Już w godzinach rannych przypadkiem odkryłam, że tego dnia występuje w całym kraju zjawisko zielonoświątkowe. Porządne zakupy nie wchodziły więc w grę. Zresztą moje odkrycie wiązało się z próbą zakupu jakiegokolwiek pieczywa na śniadanie. Gdy zobaczyłam kartkę z informacją na zamkniętych drzwiach przydomowego sklepu, z rosnącymi obawami udałam się na przeszpiegi na ulicę Limanowskiego. A tam Żaba od dwunastej, „Kantorek” (ze względu na obecność mini kantoru na terenie sklepu) zamknięty, Lewiatany głuche. „Widmo głodu krąży po Europie!” – krzyczałam rozdzierająco w myślach, zbliżając się do Rynku Podgórskiego z coraz większym strachem. Na szczęście malutki, niezrzeszony, alkoholowo–spożywczy kusił otwartymi drzwiami.

pęczak

Weszłam, zastałam pustkę, ale dostrzegłam paczkowaną wekę, która wydała mi się wtedy pumperniklem i chałką w jednym. Rozglądałam się chwilę po pustej placówce handlowej i już miałam zostawić pieniądze na ladzie i sobie pójść, gdy z zaplecza usłyszałam tubalne: „Co się pani boi być sama w sklepie? Widzę tu Panią na kamerce”. Odpowiedziałam coś równie durnego, zapłaciłam, wyszłam i zaczęłam się zastanawiać nad dziwnymi zwyczajami sprzedawcy. Wierzy on głęboko w zasadę, że okazja czyni złodzieja i przygotowuje takie „prowokacje” dla wyselekcjonowanych klientów. Widocznie ze swoim błędnym wzrokiem, szukającym wyrobu piekarniczego, wydałam mu się doskonałym jeleniem do przygotowanej przez niego „okazji”.

Wracając do meritum, wzięliśmy co tam było w lodówce i udaliśmy się spacerkiem do siostry. Na miejscu połączyliśmy siły, i oto co wyszło:

Pęczak z warzywami i orzeźwiającym sosem

Czas przygotowania: 30 minut

Porcja dla trzech osób:

  • około 250 g kaszy pęczak
  • dwie gałązki selera naciowego
  • puszka czerwonej fasoli
  • pół małej cebuli
  • pół marchewki
  • ok. 100 g sera typu feta
  • dwa ząbki czosnku
  • garść rukoli
  • olej do smażenia
  • łyżka masła

Kaszę gotujemy w osolonej wodzie około 20 minut, trzeba sprawdzać żeby nie była za twarda. Podsmażamy warzywa, dodajemy fasolę. Gdy kasza się ugotuje mieszamy wszystko w dużym rondlu, dodajemy fetę i masło, doprawiamy solą i pieprzem. Na końcu posypujemy posiekaną rukolą – jest kwaskowata i fajnie podkreśli smak. Do tego wszystkiego robimy niżej podany sos – razem smakuje naprawdę nienagannie.

Orzeźwiający sos:

  • 2 ogórki gruntowe
  • 4 rzodkiewki
  • 200 g jogurtu greckiego
  • mały ząbek czosnku
  • sól i pieprz

Ogórki obieramy, ścieramy grubo na tarce, odciskamy. Dodajemy starte rzodkiewki, jogurt, czosnek i doprawiamy. Nie trzeba być Sherlockiem, żeby zauważyć oczywiste podobieństwo do pewnego greckiego sosu. To praktycznie to samo plus rzodkiewka.

Przy okazji tych dywagacji pozdrawiam, oprócz oczywiście doktora Mirosława Pęczaka, wszystkich Chrzanowskich, Piekarskich, Bigosów, Jarzynki, a nawet Żabińskich, a co! Przede wszystkim zaś pana Krupę.

Magdalena (nomen omen) Kisielewska

* Mirosław Pęczak – socjolog kultury, ze szczególnym wskazaniem na popkulturę. Polecam jego książki i artykuły w „Polityce”.

Scroll to Top