No i nastał ten wstrętny czas. Czas tuż po zmianie czasu. Zwę go na własny użytek „małym tygodniem”. Zasypiam na kanapie o 20.30. Około 22 małżonek wybudza mnie z błogiego snu, żebym łaskawie przeniosła się na właściwe łóżko. Po dziewięciu godzinach snu nie mogę się rano wybudzić..
Ale walka trwa. Będę ją podejmować aż do osiągnięcia equilibrium. Cel? Zasypiać na kanapie minimum o 21.30. Daję sobie jeszcze tydzień.
Dziś mamy podwójny lancz. Jest zupa z kapusty z pesto, ryżem i pomidorami. Jest również toskańska pomidorowa.
W drugich daniach królują cannelloni z ricottą i pieczonym bakłażanem. Wicekróluje chili con carne. Albo tarta z wędzonym boczkiem, fetą i pomidorkami cherry.
W słodkościach dawno niewidziane BROWNIE. No i Kanadyjczycy.