Święto narodowe przebiegło nad wyraz spokojnie. Wielu z nas nastawiało się zapewne na coroczne burdy, na zniszczone mienie, poturbowanych obcokrajowców. Niestety, nie ma o czym gadać, nie będziemy kręcić z dezaprobatą głowami nad innymi głowami, ale bardziej łysymi. Bo te parę narodowościowych hasełek nie robi już na nikim wrażenia. Wracamy więc do codziennych obowiązków.
My w zasadzie nie mamy gdzie wracać, bo nigdzie się nie wybraliśmy. Można nas tu było wczoraj spotkać, jak szatkujemy kapustę i robimy gnocchi.
Ale od początku.
Najpierw będzie krem z pieczonej cebuli na białym winie z tymiankiem. Zupa wybitnie jesienno-zimowa, dlatego powraca do nas dopiero teraz.
Potem będą gnocchi. A do nich dwa sosy – gorgonzola, oraz pomidorowo-szałwiowy ze speckiem, salami pikantnym i łagodnym oraz oliwkami (dorzuciłam tam też trochę pasty truflowej, licząc na spektakularne efekty, ale w ogóle jej nie czuć :D ).
Tarta wytrawna jest z pomidorami suszonymi, dynią, fetą i karczochami.
Nie należy zapominać też o SLOPPY JOE!
W słodyczach Kanadyjczycy i tarta cytrynowa.