Bywalcy tej strony juz wiedzą. Wpis po jedenastej to od rana kołowrotek. Lud pracujący (dawnej) stolicy do roboty się wziął od rana. O tej godzinie inaczej już spoglądam na pana w tramwaju linii 24, który o szóstej rano popijał dziarsko piwko z puszki i słuchał z komórki disco polo. Może nie powiem od razu, że chciałabym być na jego miejscu, ale doskonale człowieka rozumiem. Przedłużał sobie weekend – a czyż wszyscy tego nie pragniemy?
Koniec użalania, teraz trochę twardych danych.
Na początek biedak, czyli toskańska zupa pomidorowa.
Potem lasagne w dwóch wersjach. Albo z porem, gorgonzolą i beszamelem. Albo z pieczonymi warzywami i sosem pomidorowym bez beszamelu. Wybór należy do Was. Obie są polane pomidorowym sosem ze szczyptą wedzonej papryki – mówią że jej smak imituje mięso.
Tarta wytrawna dziś inna niż zwykle. Bo z wędzonym halibutem. Plus cukinia i pomidorki cherry. Halibut jest pyszny i tłuściutki, jadłam go rankiem na kanapce.
W kwestii deserowej – Canada is back. Do tego ciasto marchewkowe z kremem waniliowym.