To co widzicie na obrazku to serce naszego narodu. Serce, które bije w rytmie jesiennych wykopek i wiosennego sadzenia ziemniaków (obie te czynności wykonywałam w dzieciństwie u babci i dziadka na wsi). Jeśli ktoś jest w tych kilku-kilkunastu procentach potomkow szlachty i arystokracji, może się nie utożsamiać ze skrobiowym sercem, bo zbyt przaśne i zwyczajne. Żadna alternatywa dla niego nie przychodzi mi do głowy i niech szanowny hrabia sam sobie pogłówkuje nad godnym siebie sercem.
Ziemniaczek jest w dzisiejszej zupie w charakterze zagęstnika. Zupą jest krem z pieczonej cebuli z tymiankiem na białym winie. Do tego mamy grzanki.
Ziemniaczek jest także we wczorajszym curry warzywnym, którego mamy jeszcze około ośmiu porcji.
W lasagne ziemniaków brak. Są za to pory, gorgonzola i wędzona scamorza (w jednej), oraz cukinia, dynia piżmowa i czarne oliwki (w drugiej).
Desery też wybitnie ziemniaczane nie są. To Kanadyjczycy i tarta cytrynowa.
Ale nie traćcie nadziei – do jutrzejszej polenty będziemy serwować m. in. pieczone ziemniaki!