Mrozy jakby lżejsze dziś. A i słońce się pokazało. Blue monday także za nami. Czyli – reasumując – idzie ku dobremu, lepszemu, weselszemu. Jeszcze tylko niecałe dwa miesiące i kalendarzowa wraz z astronomiczną tu zawitają.
W „przystanku Alaska” też już nadeszła zima, a narzeczona zerwała z doktorem Fleishmanem. Listownie. Miał depresję, ale z pomocą autochtonów sobie z nią poradził.
My walkę z depresją proponujemy zacząć od prostego posiłku.
Na przykład od takiej warzywnej zupy minestrone. Aromatycznej, leciutko ostrej, z dużą ilością cukini, marchewki, ziemniaków, soczewicy, z makaronem literki. Albo od kremu pomidorowego z pesto.
Potem można gładko przejść do makaronu z sosem aglio olio pommodoro, czyli długo duszone pomidory w oliwie, z czosnkiem, papryczką peperoncino, serem grana padano i natką pietruszki (makaron to armonie basilico e pomodoro).
Albo skosztować tarty wytrawnej z ostrym salami, fetą, pesto, pieczoną papryką.
Jako że miejsce na deser znajdzie się zawsze, wieńczymy dzieło Kanadyjczykiem lub tartą cytrynową bądź czekoladową. I życie nabiera barw.