Powiedzieć po obejrzeniu pierwszego odcinka „Vinyla”, że amerykanski szołbiznes to terrarium, to nic nie powiedzieć (tak – uśmiecham się tym pierwszym zdaniem do fanów Pilcha). „Po obejrzeniu” to może zbyt mocna fraza – spałam przez ostatnie pół godziny. Nie dlatego że gadziny w terrarium mnie znudziły, ale jeśli ktoś potrafi usnąć na gałęzi drzewa albo na stojąco na koncercie pod ścianą, kanapa i ekran komputera to dla niego jak ekskluzywna sypialnia w Wersalu. Kto jeszcze nie widział „Vinyla” niech szybko nadrobi, zwłaszcza że u bram już czyha drugi odcinek. Nie spojleruję, kończę temat i skupiam się na szamce.
Jak widzicie na fotografii, w kwestii stylu prezentowania potraw króluje styl z piątku. Cóż – nieźle to wygląda, a rano często nie mam jeszcze tworzywa kulinarnego, kiedy palce już się rwą do klawiatury.
Dziś, uogólniając, jest zielono. Bo na pierwsze danie jest krem z brokułów. A na drugie obfotografowane gnocchi szpinakowe. Do nich mam dwa sosy – gorgonzolowy, oraz pomidorowy z wielością składników, że wymienię tylko pancettę, salami kalabryjskie i odrobinę 'nduji.
Tarta też ma zielony akcent w postaci groszku, reszta składu to wędzony halibut i pomidorki koktajlowe.
Na słodko mamy Kanadyjczyków i BLONDIE.