Przyznaję że dostałam lekkiego nerwa, kiedy odkryłam rano w rowerowej sakwie pustą butelkę po małpce wódki. Żeby chociaż łyczka zostawili, a nie od razu robili sobie śmietnik z mojego bicykla.”Oni” czyli staropodgórska (nie mylić broń Boże ze starozakonną) żulia. Resztę jej zwyczajów zmilczę, ponieważ mimo wszystko cenię sobie zamieszkiwanie starej tkanki miejskiej. Lepsze to niż bezimienna masa nowego bloku, gdzie sąsiedzi dzwonią na policję, kiedy nastolatka śpiewa pod prysznicem tuż po 22.00. Zamiast po prostu zapukać i poprosić jak człowiek o cichszą ekspresję artystyczną. Co swoją drogą mogłoby być zaczynem pięknej męskiej przyjaźni lub innej Kasablanki.
Dziś u nas:
– krem z dyni z mleczkiem kokosowym, imbirem i limonką
– toskańską pomidorową
– tacos z wołowiną, sałatą, pomidorami
– tarta ze szpinakiem, fetą i pestkami dyni
– Kanadyjczycy
– blondie, czyli ciasto z prażoną mieszanką orzechów, białą czekoladą i polewą z masła orzechowego i wanilii