31 marca 2016

  
Zepsuł się nam termostat w grillu – nic poważnego, można z tym żyć. Akurat był u nas gość, który się tym zajmuje, chociaż w zupełnie innym celu. Powiedział że naprawi, poprosiłam o wycenę na maila. Wczoraj przysłał naprawiacza nie wysławszy uprzednio wyceny, ale tamten nic nie wskórał, bo grill był już fest rozgrzany. Ucieszyliśmy się że tak szybko, ale postanowiliśmy jednak zadzwonić do pana ile to nas będzie kosztowało, bo jeśli się miało okazać ze 300-400 zł to gra nie jest warta świeczki. Dzwonię i slyszę klasyki: jakoś się dogadamy, nie będzie dużo, wiele pani nie zapłaci i ciągle w ten deseń. Na moje naciski, żeby jednak podal widełki burknął że zadzwoni później i się rozłączył. Za kilka godzin dzwoni kobieta z tej firmy i mówi że koszt to pięćset złotych…
Miałam złe myśli względem pana majstra-janusza, bardzo złe. Nikt nie lubi się frajerzyć, a my o mały włos zostalibyśmy frajerami. No ale pięć stówek zostało w kieszeni, można zainwestować w kolejny sprzęt.
Na już posiadanym sprzęcie uwarzyliśmy co następuje:
– zupę kukurydzianą
– curry wegetariańskie z ciecierzycą, batatami, imbirem itd., oraz ryżem basmati
– tartę z wędzonym halibutem
– tartę z pieczoną papryką, grillowaną cukinią i serem gruyere
– Kanadyjczyków
– tartę czekoladowo-blokową