Kupując zawczasu bilety na pociągi wybrałam miejsca przy stołach, żeby wygodniej mi się czytało. Okazało się że są to miejscówki najchętniej wybierane przez rodziny z dziećmi i w obie strony byłam towarzyszką kilkuletnich dziewczynek i ich babć. Na szczęście nie były jakieś bardzo absorbujące, więc mogłam czytać swoją książkę bez przeszkód. No, prawie bez przeszkód, bo jadąca z Gdańska do Warszawy Zojka postanowiła jednak usiąść koło mnie. Nie zarzucała mnie pytaniami, jak to dziecko zwykle robi – mówiła głównie o sobie. Grecja, jaszczurki, narty w zimie, literowanie. Słowem – cudowne dziecko, co jeszcze podkręcała babcia, każąc dziecku mówić, gdzie chodzi w Gdańsku do przedszkola (biznes plaza cośtam, bo tata pracuje). Powiedziałam dziewczynce że mam cztery siostry, na co niezawodna babcia rzuciła z powagą, żeby nie tracić nadziei, bo syn po trzydziestu dwóch latach i dwóch córkach w końcu doczekał się syna. Jakiej, kurna, nadziei?!?. To są życzenia strażniczek patriarchatu starej daty, nie moje. Dowiedziałam się jeszcze od babci, że na wakacjach w Grecji Zojka miała z rodzicami bungalow z własnym basenem, a druga córka mieszka w Krakowie i jest kierowniczką dużej firmy odzieżowej. Dowiedziałam się też od babci, że Malbork leży nad Wisłą, co delikatnie sprostowałam. Cóż – babcia nie była tym zachwycona. Odetchnęłam z ulgą gdy wyszły w Warszawie – nie lubię chwalipięctwa. Zwłaszcza do obcych ludzi.
Co innego pochwalić się Wam – Wy nie jesteście obcy, a często od stopnia samopochwały zależy frekwencja.
No to zaczynam samozachwyt:
– zupą dzisejszą jest krem z ciecierzycy i pomidorów z mlekiem i przyprawami korzennymi – jest pyszny
– głównym jest Wasza ulubiona quesadillas z wędzoną szynka, cukinią, kukurydzą, sosem zwędzonej papryki i sałatą
– w znakomitej tarcie wytrawnej umieściłam pieczoną paprykę, karczochy, oliwki i ser kozi
– na słodko s wieczni Knandyjczycy i tarta pomarańczowo-śmietankowa.
Nie spodziewamy się dziś tłumów, bo wielu z was zapewne jeszcze się urlopuje.