Kto miał w ręku ostatnie „Wysokie Obcasy”, pewnie natknął się na ten króciutki felietonik Ireny Cieślińskiej („dziennikarka, popularyzatorka nauki, racjonalistka”). Jego treścią, poza wstępem, są nieprzetłumaczalne wyrazy z rożnych języków świata, które często opisują stany emocjonalne w bardzo konkretnych sytuacjach, ale nie tylko. Jest na przyklad takie „age-otori” – określenie kogoś, kto po wizycie u fryzjera wygląda gorzej niż przed nią ( w mojej sfeminizowanej rodzinie były trzy takie drastyczne przypadki, w tym jeden mój). Jest też szkockie (jakże dobrze wszystkim znane!) „tartle”- zawahanie się przy przedstawianiu osoby, której imienia się zapomniało. Z okołokulinarnych są dwa – „pelinti” z Ghany, czyli gorączkowe klapanie paszczą, żeby ani nie połknąć, ani nie wypluć zbyt gorącego kęsa; jest też moje ulubione duńskie „olfrygt” – strach przed tym, że w miejscu do ktorego się podrożuje nie znajdzie się piwa.
Dziś u nas w przypadku nieostrożności może Wam grozić pelinti – jeśli rzucicie się zachłannie na chili con carne według nowej i nad wyraz udanej receptury, z winem, selerem naciowym, oregano, wędzonym boczkiem, cytryną i dymką.
Z kremem z brokułów pelinti nie przejdzie, bo trudno tu mówić o kęsie – raczej po prostu wyplujecie z siebie zbyt gorący płyn.
Tarta szpinakowa z ricottą, fetą i pestkami słonecznika nie jest podawana zbyt gorąca, więc też nie.
Spokojni możecie być przy słodyczach – Kanadyjczycy to raczej nie gorącokrwista nacja, a i ciasto marchewkowe z prażonymi orzechami i kremem waniliowym ma tamperaturę pokojową, a nawet lodówkową.
I jeszcze na koniec coś z Izraela – „trepwerter”- doskonale znana całej ludzkości cięta riposta, która przychodzi po czasie. Tu konkluzja, że uprzywilejowani są felietoniści polemizujący z różnymi ludźmi na łamach – ich krótkie teksty aż skrzą się od ripost, bo są starannie obmyślone. I nawet jeśli pisane ad hoc – jest to inne ad hoc niż w polemice face to face.