Z okazji Festiwalu Kultury Żydowskiej wybrałam się samopas na spotkanie z dziennikarzami i pisarzami (albo udatnie łączącymi obie te funkcje) do CKŻ. Spotkanie traktowało o szeroko pojętym Obcym. Zaproszeni mówili ciekawe rzeczy, każdy w swoim stylu. Było to nawet dość zabawne, bo jako pierwszy mówił Łukasz Orbitowski, czyli dość młody pisarz po trzydzietce, który posługuje się polszczyzną dość potoczną, jak sąsiad z klatki obok. Po nim głos przejął Jarosław Mikołajewski – jeden z moich ulubionych autorów z łamów Gazety Wyborczej. Mikołajewski na żywo okazał się być takim erudytą i tak pięknie władał polszczyzną, że to chyba najpiękniejsza polszczyzna jaką słyszałam. No ale oprócz bycia pisarzem i dziennikarzem, tłumaczy on także z włoskiego wielką literaturę. Człek tak wprawiony w słowie i zewsząd nim otoczony jest wręcz zobligowany do hiperdbałości o formę wypowiedzi. W każdym razie następna wypowiedź pana Orbitowskiego była już bardziej staranna – widać było, że na takie dictum zaczęło mu nagle zależeć na frazie.
Byłoby wspaniale chociaż w jednej piątej mówić tak ładnie…
Mniej ładnie, choc starannie, informuję Was o dzisiejszym lanczu.
Zupa to krem z ciecierzycy i pomidorów z cynamonem, kuminem, mlekiem i pomidorami.
Jako danie główne jest Wasza ulubiona quesedillas – tym razem z pieczonym kurczakiem zagrodowym, kukurydzą, grillowaną cukinią i wędzoną papryką. Do tego sałatka.
Tarta wytrawna to cukinia, feta, pomidorki cherry i tymianek.
Na słodko mamy dziś BLONDIE.