Ten na pozór bezmięsny piątek to zwykle jest Dzień Rubena. Tak tak – to przeważnie piątki obfitują w rubenowo-wołowinowe zamówienia. Może by tak obwołać ten dzień Dniem Rubena i na przykład zachęcać do kupna sloganem :
KUP I ZJEDZ TRZY RUBENY W LOKALU, A CZWARTEGO DOSTANIESZ W PREZENCIE. Musimy z mężem popracować nad strategią i zrobić w jakąś sobotę burzę mózgów. Wzorem potencjalnych autorów hitowej piosenki Beyoncè zamkniemy się w pokoju hotelowym na dziesięć godzin i będziemy obmyślać strategię nowej kampani reklamowej. Tiaaa, już to widzę. Zamknięci w pokoju hotelowym oglądalibyśmy non stop telewizję, bo przecież wiecie że nie mamy odbiornika TV. I nic byśmy nie wymyślili, bo wiadomo że reklamy w telewizji to nie lekcja poglądowa dla poszukiwaczy pomysłów, ale raczej zbiór nędznych, nieśmiesznych, nikomu niepotrzebnych badziewiastych filmików.
Dlatego dziś poprzestaniemy na zwyczajowym wymienieniu części składowych jadłospisu.
Dzis są aż trzy zupy – bogactwo to niesłychane. Jest krem z zielonego groszku z jogurtem, krem ze świeżych pomidorów i papryki, oraz zupa tajska z krewetkami.
Danie główne mamy jedno – to leczo z węgierską kiełbasą.
Do tarty wytrawnej wrzuciliśmy brokuły, kozi ser i pomidorki cherry.
A na słodko duet – sbriciolata z malinami i tarta czekoladowa – blok, z dodatkiem prażonej mieszanki orzechów.