Może niektorzy się głowią, co to za nowe ciasto przedstawia zdjęcie. Ależ moi drodzy – to nie nowe. To stare w nowej odsłonie, po apdejcie i refreszu. To BROWNIE. Poczciwe brownie, któremu zadałam karmelowego sosu dla podbicia fazy.
Jak przyjrzycie się zdjęciu, dostrzeżecie zapewne w każdym rogu malutki kawałeczek. Prawidłowa nazwa tych cząstek to „spady”, chociaż terminologia przewiduje też użycie nazwy „zjady”, bądź hybrydowego „spadozjady”. Te małe cząstki, wyraźnie odbiegające objętością i masą od reszty przeznaczone są dla nas. Z radością zajadamy się owymi spadami, po pierwsze żeby testować jakość, po drugie żeby i dla nas była jakaś radość z samodzielnie wyprodukowanych słodyczy. Aha, spadozjad czasami przybiera formę jednej trzeciej kawałka tarty, ale jest on wówczas zwany spadozjadem późnym i można go kosztować w godzinach popoludniowych, w rzadkich sytuacjach pozostania kilku niesprzedanych kawałków. Po tej lekcji poglądowej mogę już przejsć do innych bieżących spraw.
Dziś zjecie zupę kukurydzianą. Dla Pani, która dopytywała się o nią w zeszłym tygodniu odkładam obiecane cztery porcje.
Zjecie także lasagne w dwóch wersjach. Albo z cukinią, bakłażanem, oliwkami i kaparami bez beszamelu, albo z porami i gorgonzolą – ta z obowiązkowym beszamelem.
Do tarty wytrawnej wrzuciliśmy karczochy, pomidory suszone, pomidorki cherry i toskańskie salami finocchiona.
Na słodko wspomniane brownie.