Przychodzi do na taki pan, prawie od początku. Może pamietacie go ze zdjęcia na fotelach kinowych, jak ufnie czekał? Przez ostatnie dwa tygodnie ciągle opowiadał mi o jakimś napoju na „A”, czemu go nie mam i że jest taki wspaniały. Kiedy dowiedzialam się, jak się napój nazywa – ALMDUDLER – powiedzialam, że mogę się postarać o sprowadzenie owego, ale on musi obiecać, że wykupi całą skrzynkę. Obiecał, więc wczoraj zrobiłam mu niespodziankę i zaproponowałam napój. Wiecie jaki byl zadowolon? Prawdziwie się wzruszył. A zaraz przyszedł inny stały klient i okazało się że i on Almdudlera zna i nawet kupił butelczynę. Ha!
A Almdudler to austriacka lemoniada ziołowa. Trudno nazwać ją hipsterską, bo ma pięćdziesięcioletnią tradycję i równie tradycyjne hasło reklamujące („napój dla calej rodziny na każdą okazję”). Ja ze względu na ogólnodostępne informacje o Austrii i brak powojennej denazyfikacji nazwałabym ją creepsterską. W każdym razie jest niezła. Zapraszam na degustację.
Co do reszty degustowanych rzeczy, przedstawia się ona nastepująco:
– krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą (zawiera mleko)
– krem z pomidorów i papryki
– butter chicken z ryżem basmati
– tarta kajmakowo-czekoladowa
– kruche ciasto z porzeczkami
– tarta z dynią, brokułem, serem grana padano i pomidorkami cherry