Jak wiecie zapewne, przemyślenia i wnioski wynikają z różnorakich doświadczeń. Albo z różnorakich lektur, bo przecież można nie wychylać się ze swojego Królewca, okopać się w mądrych wolumenach i tryskać przemyśleniami o moralnych imperatywach. Generalnie jednak potrzebne są bodźce. I tu muszę Wam przyznać, że ostatnimi czasy bardzo u mnie ciężko z bodźcami. Wielość zadań jakie przed sobą postawiłam na drugą połowę Anno Domini 2017 spowodowała lekką intelektualną bryndzę. Ba! Niechęć nawet, by się w cokolwiek wymagającego myślenia wgłębiać. Dobrze że dla takich jak ja wymyślili te wszystkie superseriale, bo jest świetna fabuła, a nie trzeba czytać, co w moim przypadku wiąże się z błyskawicznym opadem powiek i delikatnym chrapem. Człowiek przychodzi styrany do domu i może przy jednoczesnym odmóżdżeniu dostać kawał porządnej rozrywki z internetu. Obawiam się, że jakbym chciała praktykować oglądanie polskiej telewizji dowolnego kanału, efekt szedłby dwutorowo – po pierwsze niesłychana irytacja na mizerię oferty i zagęszczenie reklam, po drugie – odmóżdżenie mogłoby sięgnąć poziomu przypominającego ten po lobotomii, a takiego efektu jednak chce uniknąć. Trochę kumać jednak nie zawadzi. Czekam więc aż wygasną wszystkie zobowiązania, a wtedy to i nawet postaram się czytać jedną książkę w miesiącu, a nie jedną na trzy, jak to jest póki co. Marzy mi się też basen i jakaś forma fizycznej rozrywki – joga, zumba, albo coś jeszcze innego. Wiem że to wyzwala przemyślenia, oprócz tradycyjnych efektów w postaci sprawnego ciała.
Kończymy w tym miejscu z użalaniem i przedstawiamy Wam propozycję na dzisiejszy lancz:
– krem z kalafiora z oliwą truflową
– trzy porcje włoskiej zupy minestrone
– tajskie zielone curry z kurczaka z bakłażanem, fasolką szparagową, groszkiem i mini kukurydza, podawane z ryżem basmati, średnio ostre
– tarta z karczochami, świeżym szpinakiem, oliwkami i serem bałkańskim
– tarta cytrynowa z bezą.