Poprzednią lokatorką naszego mieszkania była pani Helena. Jednak około jedenaście lat temu pani Helena wypisała się z gry i przeszła na jasną stronę mocy. To że się wypisała nie oznacza że inni o niej zapomnieli. Od dziesięciu lat pamięta o niej bank, w którym miała konto, oraz telefonia komórkowa, w której miała abonament na telefon. Mimo że wszystkie listy opatrujemy napisem „Adresat nie żyje” i wrzucamy z powrotem do skrzynki, nikogo nie interesują nasze proste przekazy. Wczoraj do miłośników pani Heleny dołączył także najpopularniejszy kościół w Polsce, a właściwie jego odnoga czy też przyczółek w postaci jednej z przykościelnych fundacji. Przysłali do niej długi list i wyjątkowej szpetoty kalendarz naszpikowany Maryjkami. Zaczęłam czytać list – bardzo długi, na cztery strony masznopisu. Autor tak pięknie pisał do pani Heleny, jak dobry przyjaciel – poczułam się tak, jakby to Czarek Pazura zadzwonił do drzwi i opowiadał mi o tych wspaniałych garnkach, które sprzedaje. Czytając tak sobie prawie-gawędziłam z Czarkiem, aż na końcu doszłam do przekazu właściwego wiadomości, czyli do przekazu pocztowego, gotowego do wypełnienia. Mogę, a właściwie pani Helena może, wpłacić tam 100, 50, lub 20 złotych, a dalsze kalendarze będą produkowane i rozsyłane.
To ja poproszę numer konta, na który można wpłacać datki blokujące takie paskudne wytwory drukarskie, bo chcę przerwać ten łańcuszek. I biorę na siebie ryzyko klątwy, bo wiadomo co się dzieje z tymi, co przerywają łańcuszki.
Tuszę jednak ze klątwa mnie ominie i proponuję w zamian pare rzeczy na ząb:
– harira, czyli marokańska zupa z soczewicy i ciecierzycy z mnóstwem przypraw, lekko pikantna
– farfalle alla puttanesca czyli makaron z sosem z oliwek, kaparów, pomidorów i oliwy, posypany serem grana padano i natką pietruszki
– tarta z pieczonym kalafiorem, pesto, pomidorami i serem dobbiaco
– tarta kajmakowo-czekoladowa – doskonały plan na ten dość ponury piątek