Słuchajcie, wychodzi na to że przez ostatnie trzy grudnie dawaliśmy ciała. Miałabym dobre samopoczucie i pewność z podjętych decyzji, gdyby nie artykuł w darmowej prasie gastronomicznej, jaki właśnie przeczytałam. Artykuł o dekoracjach świątecznych. Przez ostatnie trzy lata świadomie unikałam jakichkolwiek świerków, choinek czy reniferów, oraz ograniczałam muzykę okołoświąteczną wychodząc z założenia, że wszyscy są tym bombardowani na każdym kroku i mogą mieć przesyt. Czyli przekładałam własne emocje na własny lokal. Zresztą przesyt to delikatne stwierdzenie, bo od Wszystkich Świętych do połowy stycznia mniej więcej trwa ta bożonarodzeniowa komercyjna masakra – blisko kwartał! Niestety, autorka artykułu pisze, że „brak dekoracji nie świadczy o nas dobrze” a „dekorowanie(…) to także podkreślenie renomy.” Pani pisze o czapeczkach Świętego Mikołaja dla obsługi, o dyskretnej świątecznej muzyce („według psychologów poprawia samopoczucie i wpływa na nastrój”).
W tym roku też zawaliłam na całej linii, bo powinnam sprawdzić wcześniej, jakie panują aktualne trendy, poszukać inspiracji w lokalach światowej klasy, poradzić się dekoratora wnętrz co wybrać żeby pasowało do naszego lokalu (wszystko według porad z gazetki). Słowem – zainwestować cały przychód z poprzedniego kwartału w kupny świąteczny nastrój. Niestety jest już za późno na działanie, bo listopad się kończy, więc pozostanę smętna, niemodna, nie-trendy i bez czapeczki Mikołaja na głowie. Zastanawiam się, czy mogę ją zastąpić śliczną tradycyjną czapeczką z wełny z haftami, którą Kasia przywiozła nam z Kazachstanu…?
Abstrachując powiem, że okołoświąteczne piosenki, czyli Sinatra, Gaga i Bennett oraz łagodne dżezy i parę klasyków z Lennonem i Freddim na czele poprawiają mi nastrój w Boże Narodzenie, ale jak je usłyszę właśnie wtedy w rodzinnym domu.
Jeśli mimo wyraźnego braku dekoracji zdecydujecie się jednak przestąpić nasz próg, czeka tam na Was atmosfera taka jak zwykle, pewien constance, co w zasadzie może być traktowane jako plus. Dodam do tego jeszcze dzisiejsze menu, żeby zachęcić niezdecydowanych:
– krem z selera z szałwią i gorgonzolą
– gnocchi czyli włoskie kluski ziemniaczane z sosem z pomidorów, warzyw, trzech rodzajów włoskich wędlin (spianata, finocchiona i speck), wędzonego boczku, posypane serem grana padano i natką pietruszki
– tarta z kalafiorem, pomidorkami, serem grana padano i świeżą bazylią
– sbriciolata, czyli włoskie ciasto z serem ricotta, dziś w dwóch wersjach – z malinami lub porzeczkami.