W ubiegłą niedzielę postanowiłam wpaśc do Empiku i nabyć pierwszy polski numer Vogue. W końcu to numer historyczny, jestem ciekawa co jest w środku. Pierwszy numer Faktu też kupiłam z ciekawości – muszę przyznać że była to najgorzej wydana złotówka w moim życiu. Dziś czwartek, a Vogue… cóż, leży pod stolikiem nietknięty. Chyba instynktownie tam nie zaglądam – mądry organizm wie, że nawet nie mam odpowiedniego outfitu żeby być godną przewracać kartki. Co ciekawe – idąc do Empiku byłam pewna że nie dostanę już gazety, ale było tam ich mnóstwo – mnóstwo czarno-białych zdjęć z krzywym Pałacem Kultury, które stały się przedmiotem narodowej debaty o estetyce fotografii. Właśnie sobie przypomniałam, że wypatrzyłam kiedyś na ciuchach firmowy płaszcz, ale skoro dałam za niego 23 złote 13 lat temu, to prawdopodobnie się nie liczy w tej zabawie – w tej zabawie trzeba wydać dużo pieniążków na odzienie wierzchnie. Może dziś, w Dzień Kobiet? Pójdę do Biedry po musujące wino, rozłożę się na kanapie z nową narzutą z Bon Prixu i zacznę z godnością kartkować…? Ale przecież wraz z narzutą przyszedł katalog, zapomniałam Wam napisać! Co więc jest ważniejsze – światowa moda, czy podróż sentymentalna z katalogiem? Do popołudnia muszę rozważyć ten dylemat i podjąć wiążąca decyzję w tej palącej kwestii. Tymczasem będę cieszyć się słońcem i pogaduszkami z Wami, jeśli tu zajrzycie po prowiant na dziś. A dziś dość bogaty ten prowiant, mianowicie:
– zupa kukurydziana
– cannelloni czyli rurki z makaronu nadziewane pieczonym bakłażanem i ricottą, doprawione mieszanką ziół z Kazachstanu z podróży Kasi, zapiekane w sosie rosè
– chili con carne z grillowana tortillą – dziesięć porcji jest na pewno
– tarta z wędzonym halibutem, duszoną w białym winie cukinią, zielonym groszkiem i cheddarem
– tarta z brokułami, czarnymi oliwkami i fetą
– czekoladowe brownie z sosem karmelowym.