Od zeszłego tygodnia prawie codziennie pani z piekarni robi z siebie cierpiętnicę. Opowiada głośno klientom, albo drugiej pani, jak to ciężko pracuje przy wiosennych przedświątecznych porządkach, jak to jest zmęczona bo umyła okna – wyraźnie domaga się poklasku. Wiadomo – ma najgorzej, a nikt nie może się równać z nią pod względem wykonanej pracy. Wszyscy znamy takie typy – pozwala ci wtrącić kilka słów tylko po to, aby zaraz powiedzieć: „To jest nic! Sluchaj, ja to miałam dopiero!” Taka licytacja na ciężką pracę. W takich sytuacjach zawsze przypomina mi się ten stary skecz Monty Pythona, w którym przy stoliku siedzi kilku gości i prześcigają się w tym, kto miał gorzej w dzieciństwie. Brną w coraz bardziej hardkorowe absurdy, a wygrywa ten, który mówi o tym, że mieszkali z rodziną na dnie jeziora, żywili się trucizną i pracowali dwadzieścia trzy godziny na dobę. Czy jakoś równie tragicznie. Swoją drogą, już niedługo Monty Pythona będzie można oglądać na Netflixie, co mnie niepomiernie cieszy.
A część z Was zapewne ucieszy to, co dziś będzie w stuningowanej formie na lancz. Ale po kolei:
– toskańska zupa pomidorowa z oliwą extra vergine i pesto
– kawałki piersi kurczaka w sosie z gorgonzoli z bakłażanem i cukinią, a do tego GRILLOWANA POLENTA
– tarta z dynią, suszonymi pomidorami, serem kozim i grana padano
– ciasto marchewkowe z prażonymi orzechami włoskimi i kremem waniliowym.