Będąc w rodzinnym mieście w okresie okołoświątecznym, przechodziłam obok śmietnika z napisem „makulatura”. Dawno nie widziałam, żeby gdzieś owa makulatura widniała, już dawno zastąpił ją pospolity papier. Wróciłam pamięcią do czasów, kiedy chodziłam do skupu makulatury ze starymi gazetami, dostając w zamian rolki miernej jakości papieru toaletowego. Oddawałam też butelki do skupu butelek i pamiętam, że najtańsze były te po wódce (pewnie ze względu na popularność napoju). Ale makulatura skłoniła mnie do rozkminy – dlaczego nazywamy tak zużyte gazety. Jestem świeżo po lekturze tetralogii Eleny Ferrante, gdzie córka głównej bohaterki ma na imię Immacolata, oraz przypomniało mi się, że Madonna wydała w latach dziewięćdziesiątych składankę o skandalizującym tytule „Immaculate collection”, czyli „Niepokalana kolekcja”, nawiązując tym do swojego pseudonimu scenicznego, oraz wywołując kolejny skandal, z czego była znana w tamtych czasach. Więc skoro „immacolata” to „niepokalana”, to makulatura musi oznaczać coś zużytego, wykorzystanego i pokalanego, zgodnie z regułami gramatyki odłacińskiej. Tylko czemu w odniesieniu do papieru? Chyba czas na list do dr Katarzyny Kłosińskiej, albo do Jerzego Bralczyka (do niego chętniej bo pochodzi z moich okolic).
Nasza dzisiejsza kolekcja spożywcza wciąż jeszcze jest immacolata, bo dopiero otworzyliśmy i nikt jeszcze nic nie kupił. A co można kupić dziś? Wymieniam po kolei:
– krem z dyni z mleczkiem kokosowym, imbirem i limonką
– marokański tagine z kurczaka z morelami suszonymi,,orzechami nerkowca i świeżą kolendrą, podany z kaszą bulgur
– tarta z wędzonym łososiem, brokułami, fetą i zielonym pieprzem
– sernik nowojorski z musem malinowym.