Przyparta do ściany, w akcie desperacji, przypomniałam sobie co mówiła moja serdeczna koleżanka z klasy. Zakończyła ona swoją edukację na doktoracie z literaturoznawstwa, a pierwszy tekst wydrukował jej jakiś szacowny acz niebywale zapyziały kwartalnik literacki. Kwota, którą otrzymała oscylowała wokół 17 złotych, z otrzymaniem których miała zresztą ogromny problem – taką papierologiczną drogę przez mękę. Chciała nawet zrzec się zapłaty, ale to się nie mieściło redaktorom w głowach. Do czego piję? Chciałabym pić do kogoś, najchętniej do Jakuba, ale piję oczywiście do skurczoczasu, który ostatnio coraz częściej mnie nawiedza. Tak więc – są może na sali jacyś dyplomowani literaturoznawcy na początku drogi, którzy chcieliby dorobić? Kwota jak w tym kwartalniku, ale oczywiście zrewaloryzowana, nawet umowę o dzieło mogę dorzucić. I jeszcze jedno – tylko poważne oferty!
My też mamy dla Was poważną ofertę. Brzmi następująco:
– minestrone czyli włoska zupa warzywna
– butter chicken czyli kawałki piersi kurczaka, które marynowały się kilkanaście godzin w jogurcie, w aromatycznym sosie z masła, pomidorów i garam masala, z ryżem basmati i kolendrą
– tarta z cukinia, suszonymi pomidorami i mozzarellą (ale z dwóch blaszek zostaly smętne dwa kawałki)
– ciasto marchewkowe.