Jako że od dwóch dni pada, drugi dzień wozimy się do roboty samochodem. Dziś rano nawet było sucho, ale tuż przed samym wyjściem wyjrzałam za okno i niestety, znowu ulewa. Póki co, pokonanie tej dość krotkiej odległości ze Starego Podgórza w okolice Ronda Mogilskiego to nie są żadne mecyje. Pod Halę nie można jechac rpostą droga, bo obie proste drogi – przejazd pod wiaduktem na Miodowej i Dietla są dla nas zamknięte. Więc trzeba kombinować, zawracać. Potem parkowanie na Cystersów, bo przecież nie ogarnęliśmy jeszcze strefy, myśląc że nie będziemy z niej korzystać po ciepłemu. W rezultacie docieramy do pracy średnio dwadzieścia minut później, czyli średnio na jeża. Bo trzeba dojechac, znaleźć miejsce i jeszcze sobie z Cystersów podrałować. Najmniej denerwujące było – o dziwo! – stanie we wczorajszym korku między rondam, a potem przy samym domu – deszczyk bębni, ulubiona muzyczka się tli – w zasadzie brakowało tylko browarka do pełni szczęścia – no ale browarek jest prohibited, vietato i w ogóle nie dla kierowniczki. W każdym razie konkluzja jest taka – jednak rower jest jest najlepszy na tę lokalizację, a może go zdetronizować tylko ulewny deszcz.
Deszcz deszczem, ale jeść trzeba. Dlatego jest u nas dziś parę dobrych rzeczy, którymi możecie się pokrzepić podczas lanczowej przerwy. Oto one :
– krem z soczewicy i marchewki z kminkiem, kurkumą i kolendrą
– gnocchi ziemniaczane z sosem z gorgonzoli, pomidorkami koktajlowymi i rukolą
– perski kurczak ze śliwkami, podawany ze świeżą miętą i mieszanka orkiszu, vermicelli i pomidorów suszonych
– tarta z pancettą (włoskim wędzonym dojrzewającym boczkiem), pieczarkami, czarnymi oliwkami i serem grana padano
– tarta cytrynowa z bezą.