Wczoraj w końcu i my zabraliśmy się za oglądanie wychwalanego wszędzie „Rojsta”, chociaż obawy były duże. Wynikały głównie z blamażu drugiego sezonu „Belfra” i z dużego rozczarowania „Watahą”. Byliśmy psem, podchodzącym do przysłowiowego jeża. Poza tym chciałam przeczekać do tego tygodnia, bo w niedzielę wyświetlają ostatni odcinek, a w razie sytuacji, w której serial by nas wciągnął, będziemy oglądać te kilka odcinków w miarę płynnie, bez tygodniowych przerw.
Ufff….. Tym razem w końcu okazało się, że trafiliśmy na porządny polski serial. Nauczona doświadczeniem czekałam na mielizny scenariuszowe, słabe prowadzenie aktorów i sztampowe postaci. Nie doczekałam się (z małym wyjątkiem – odstaje nam od obsady aktorka grająca żonę młodego dziennikarza). Jest naprawdę dobrze. Do „Pitbulla” i „Oficera” (pierwszego sezonu) dołączył trzeci serial. Abstrahując od wychwalanych pod niebiosa Ogrodnika i Seweryna, od wnętrz i plenerów wiernie oddających czasy PRL – najbardziej podoba mi się spójność i te wszystkie „niepotrzebne” motywy, które nic nie wnoszą do historii, ale robią klimat, i których zawsze mi brakowało w polskiej kinematografii. Na przykład – pokazanie szybu windy, kiedy ta rusza – przez chwilę widzimy mechanizm z linami i ruch całej konstrukcji. Albo jak młody dziennikarz wychodzi z psychiatryka, a z okien żegnają go okrzyki pensjonariuszy, w stylu:”Chapasz dzidę?”. Niby nic, ale to jest klucz do spójnej i klimatycznej całości, a takich scenek jest mnóstwo, chociażby w „Stranger things”. Poza tym dwie, nigdzie niezauważone wisienki na tym torcie – wyciągnięcie z niebytu Zdzisława Wardejna, oraz Marcela Szytenchelma – czyli docenta z „Kogla Mogla” i Mariana Koniuszko, wiadomo skąd. To jest miód na serce (ten sam miodek, co go Marian tak ochoczo wcinał). I z serca owego polecam.
A teraz insze polecenia – nasze, kulinarne. Dziś mamy dla Was:
– zupę z zielonych warzyw z rozmarynem i lubczykiem
– makaron tagliatelle z sosem z pomidorów długo duszonych w oliwie z ostra papryczką, podawany z serem grana padano – jest to jeden z moich ulubionych sosów do makaronu, jeden z topu wszech czasów (dziwię sie, czemu nie puszczają go w Trójce w Nowy Rok) – intensywnie pomidorowy i lekko pikantny
– tarta z pieczoną dynią hokkaido, kozim serem, pomidorami i tymiankiem
– tarta z kremem czekoladowym z dodatkiem brandy i konfiturą porzeczkową.