1 kwietnia 2019

  
Nie wiem, czy jesteście świadomi faktu, że w ostatni piątek zamknęliśmy nasze podwoje kwadrans przed piętnastą. Nie dlatego, że postanowiliśmy udać się na krajoznawczą wycieczkę za miasto, chociaż byłby to ważki powód. Sprawa jest innego typu – otóż kwadrans przed piętnastą skończyło nam się całe jedzenie, jakim dysponowaliśmy. Nawet ostatnie bastiony – sałatka i ruben – zostały zdobyte i pożarte przez wygłodniałych atakujących. Czas ten sprawnie wykorzystał małżonek, bo jeśli myślicie, że zwinęliśmy manatki i cieszyliśmy się darowaną godzinką, to źle myślicie. Małżonek chwycił oburącz piec, zaniósł go na zaplecze i rozpoczął jego żmudną, prawie trzygodzinną naprawę i konserwację. Piec naprawiony, odrestaurowany wygląda jak nowy. A i pieniądz w kieszeni został, a mógł powędrować do portfela serwisanta. Tak więc wykorzystaliśmy ten czas produktywnie – ja trochę mniej, bo posprzątałam w lokalu, a następnie udałam się praktykować jogę, oraz na rehabilitację, czyli postąpiłam bardziej samolubnie niż małżonek. No ale jeśli potraktować mój organizm jako całościowe narzędzie pracy, to mogę śmiało rzec, ze również udałam się na jego naprawę oraz konserwację. Które to zabiegi udały się nadzwyczaj.
Ten tydzień powinien być nieco spokojniejszy, bo pierwszy rocznik aplikantów jeszcze nas nie odkrył, więc przyszli sędziowie i prokuratorzy nie zawitają tłumnie w godzinach szczytu.
Tymczasem dziś proponujemy:
– krem z dyni z mleczkiem kokosowym, imbirem i sokiem z limonki
– marokański tagine z kurczaka, z suszonymi morelami, nerkowcami i kolendrą, podawany z kaszą bulgur
– tarta z burakami, kozim serem dojrzewającym i tymiankiem
– ciasto drożdżowe z jabłkami, kruszonką i orzechami włoskimi.