Pani Stasia z placu targowego dziś w minorowym nastroju – w przeciągu bardzo krótkiego czasu odeszły dwie sprzedające warzywa i owoce kobiety. Martwi się, że plac powoli wymiera. Trudno się z nią nie zgodzić – taki handel owocami i warzywami na świeżym powietrzu to naprawdę ciężka robota. Wstaje się w środku nocy, codziennie z mozołem zwozi towar, rozkłada i składa stoisko. Każdą pogodę trzeba przetrzymać – tylko ekstremalne mrozy zmuszają czasem do zamknięcia.
W naszym szybko bogacącym się i przepoczwarzającym na zachodnią modłę społeczeństwie młodzi nie są gotowi na tak wielki wysiłek. I trudno im się dziwić – każdy by wolał wstawać bez budzika, pracować w klimatyzowanym pomieszczeniu i kochać swoje zajęcie. Z resztą bardzo często rodzice wcale nie chcą takiej przyszłości w znoju dla swoich ukochanych dzieci – wiedzą jaka to mordęga. A zmiany pokoleniowej warty jakoś na placu nie widać.
Zmieniając zupełnie tematykę powiem dwie rzeczy:
W NAJBLIŻSZY CZWARTEK I PIĄTEK NOWY BUFET JEST NIECZYNNY. BOŻE CIAŁO, DŁUGI WEEKEND – te sprawy.
Po drugie – zupełnym przypadkiem nasz lancz jest dziś w różnych odcieniach zieleni. A to za sprawą następujących składowych:
– krem z zielonego groszku z jogurtem
– gnocchi z pesto z bazylii, świeżymi pomidorami i serem grana padano
– tarta ze szpinakiem, mozzarellą, gorgonzolą i pestkami dyni
– tarta czekoladowa-blok, z herbatnikami i orzechami nerkowca.