W naszej kamienicy, oraz tu, na Mogilskiej, jesteśmy tropicielami porzuconego chleba. Znajdowanie tych nierzadko spleśniałych, nieotwartych, najtańszych pseudo-chlebów, i wyrzucanie ich do kosza traktujemy jak coś w rodzaju obywatelskiego obowiązku. Ostatnio, kiedy ktoś pozbył się czterech identycznych bochenków – oczywiście nie wyrzuciwszy do bio-odpadów, ale położywszy z boku, żeby scedować na jakiegoś randoma czynność wyrzucania – bo przecież chlebek, grzech i te rzeczy, już w głowie pojawił mi się tekst kartki, której powieszenie poważnie rozważam. Przykleję ją na podwórku, a napis będzie brzmiał mniej więcej: „Szanujesz chleb? To zacznij kupować go mniej i nie wyrzucaj. Marnowanie jedzenia to GRZECH”. Może duże słowo „GRZECH” będzie tu słowem-kluczem, ale prawdopodobnie winowajca tylko wzruszy ramionami i dalej będzie kupował to tanie dziadostwo na polepszaczach i lekką ręką podrzucał na podwórko, bo przecież zapłacił grosze i mu nie szkoda (zamiast kupić jeden, droższy i lepszy i zjeść go w całości). Jestem trochę rozdrażniona, bo na podwórku panuje ogólny kryzys śmieciowy – MPGO zupełnie nie wydala z zabieraniem odpadów, zwłaszcza po nowych regulacjach. A kolory koszy i ich przyporządkowanie odpadom wiszą jeszcze stare i większość lokatorów wyrzuca po staremu. Więc podwórko jest wyremontowane, trwa wystawa zdjęć, a wokół altanki śmietnikowej jak w slumsie. No ale zaczęłam już obdzwaniać administrację, więc mam nadzieję na optymistyczny finał.
Dobrze że u nas dziś optymistycznie – dla niektórych very optymistycznie, bo dziś quesadillas. Wszystko zaś wygląda następująco:
– krem z brokułów
– harira, czyli marokańska zupa z ciecierzycy i soczewicy
– QUESADILLAS z szynka, serem, cukinia, kukurydzą i roszponką z winegretem
– tarta z pieczarkami, gorgonzolą, grana padano i pomidorami
– sbriciolata z serem ricotta i malinami.