W naszej pracy raz na jakiś czas notujemy straty. Chodzi mi o te wszystkie wypadki losowe, spowodowane przeważnie nieuważnością i zamyśleniem, które powodują uszczerbki na ciele. Uszczerbki zwykle spowodowane są przez temperaturę lub ostrze. Na przykład teraz – dopiero co pięknie wygoiłam po temperaturze, ale dziś przyszedł czas na ostrość. I zasadniczo nie robiłoby to na mnie dużego wrażenia, ale ja od razu mam wizualizacje. Wizualizacje prawie w stu procentach związane są z aktami ablucyjnymi. Już widzę ten prysznic w rękawiczce, to mycie głowy bez zaangażowania jakiegoś palca, to ciągłe zapominanie, żeby myjąc się ostrą gąbką pamiętać o omijaniu podrażnionej strefy (prawie zawsze zapominam). A przede wszystkim pamiętać o wzięciu lateksowych rękawiczek przed wyjściem z pracy, bo inaczej będzie bieda.
No ale cóż – nie pierwszy to taki przypadek i nie ostatni, więc nie ma co przeżywać. Dobrze (dla mnie, nie dla Was) że
JUTRO NOWY BUFET JEST CZYNNY DO CZTERNASTEJ.
Za uniedogodnienia przepraszamy.
A wszystkich zapraszamy póki co na dzisiejszy lancz, który wygląda następująco:
– zupa z zielonych warzyw
– butter chicken – kawałki piersi kurczaka w aromatycznym sosie maślano-pomidorowo-orzechowym (prażone nerkowce), ze świeżą kolendrą i ryżem basmati
– tarta z młodymi marchewkami, kozim serem i czarnuszką
– sbriciolata z serem ricotta i wiśniami.