Literatura faktu szturmem zdobywa czytelników w ostatnich latach. Mariusz Szczygieł powołał do życia Instytut Reportażu, książki biograficzne też święcą triumfy. Niektórzy czytają tylko literaturę faktu uznając, że na opowieści fabularne, zmyślone, szkoda czasu. W kinie i w telewizji też mnóstwo historii opartych na faktach. Lubie prawdziwe historie, ale nade wszystko cenię wspaniałą fabułę, zrodzoną z wyobraźni piszących książki i scenariusze. Nieźle, bardzo dobrze lub wybitnie pisze mnóstwo osób (w tym wielu dziennikarzy), ale tych wymyślających wspaniałe fabularne światy nie jest tak znowu dużo.
A piszę to po przeczytaniu dzisiejszego felietonu Krzysztofa Vargi w Dużym Formacie. Pan Krzysztof tak jak ja pozostaje pod dużym wrażeniem „Dawno temu w Hollywood” konstatując, że kino powstało przede wszystkim po to, żeby pozwolić widzom na ucieczkę od rzeczywistości i zanurzyć się w wykreowany przez filmowców świat. Dla mnie to przede wszystkim rozrywka. Dlatego tak brakuje mi dobrych komedii, ale o tym już wiele razy tu było. A „Dawno temu…” na jednym z wielu poziomów, taką właśnie komedią trąci.
Mam duże nadzieje, że nasz dzisiejszy lancz żadną komedią nie trąci – że w ogóle niczym nie trąci, ale pięknie pachnie świeżym jedzeniem. A świeże jedzenie to w tym wypadku nastepujące pozycje:
– toskańska zupa pomidorowa z oliwą extra vergine i świeżą bazylią
– kokosowe czerwone curry z dyni i batatów, ze szpinakiem, kolendrą i orzeszkami ziemnymi, podawane z ryżem basmati
– tarta z grillowanymi plastrami cukinii, serami: gorgonzola i mozzarella, oraz pestkami słonecznika
– sernik nowojorski z musem malinowym.