27 sierpnia 2019

  
Wystawa o śląskim hip hopie nie zawiodła naszych oczekiwań. Pomijając temat, który nie każdego musi interesować, została świetnie przygotowana. Pokazano lata 1993-2003 w bardzo ciekawym kontekście – warto było przypomnieć sobie co się wówczas działo w Polsce i na świecie. Ogranizatorzy zebrali sporo demówek, zdjęć, graffiti, były też niezapomniane szerokie spodnie – lenary. Jedliśmy też pyszną pizzę w lokalu, ktorego nazwy nie pamiętam, na ulicy której patrona zapomniałam. W każdym razie blisko Rynku, obok Mariackiej. Zahaczyliśmy także o Park Śląski, gdzie znużona upałem podsypiałam za ciemnymi okularami przy kawiarnianym stoliku – na szczęście małżonek miał innego towarzysza rozmowy, więc nie było wstydu. Marabut w Śląskim ZOO cały czas na posterunku przy ogrodzeniu – mam wrażenie że jego wole uległo powiększeniu. Gdzieś ze Stadionu Chorzowskiego docierały do nas dźwięki z Fest Festiwalu – dźwięki muzyków, których kompletnie nie rozpoznałam. Ale nie zburzyło to wakacyjnego, leniwego nastroju.
Postanowiliśmy, że czas ruszyć z eksploracją Górnego Śląska poza Katowice i zapuścić się co najmniej do Chorzowa, bo te industrialne klimaty niesamowicie nas wciągnęły.
Wystawa jest jeszcze przez miesiąc, polecam.
A oprócz wystawy polecam oczywiście nasze dzisiejsze wyroby. Oto one:
– krem z buraków z jogurtem
– makaron linguine z ragu bolońskim z wołowiny, warzyw i pomidorów, z dodatkiem czerwonego wina, natką pietruszki i serem grana padano
– tarta z grillowaną cukinią, gorgonzolą, mozzarellą i pestkami słonecznika
– sbriciolata z wiśniami i ricottą.