W dniu dzisiejszym zakańczamy (nie wiem, czy to poprawna forma, ale moja ś.p. babcia Maria z Wilna tak właśnie by powiedziała) najtrudniejszy i najbardziej pracowity miesiąc w tym roku. Pewnie nie jesteście zbytnio świadomi, bo kto by tam liczył prócz drobnych ciułaczy, że październik latosi ma dwadzieścia trzy dni robocze. Jest to największa możliwa ilość takich dni – zdarza się tylko w miesiącach trzydziestojednodniowych, bez żadnych świąt i z odpowiednim układem weekendów. Taki człowiek-liczydło jak ja, już obliczył sobie na przyszły rok liczbę dni roboczych dla nas. Po przeliczeniu nie mam dobrych wiadomości – w przyszłym roku nie ma prawie żadnych mostów. Trzeba wiec będzie kroić urlop z tego co jest. Na ten moment nie mam pojęcia jak ugryźć tę kwestię, a w zeszłym roku o tej porze dawno już miałam wszystko rozpisane i określone.
W związku z jutrzejszym Świętem jest małe ogłoszonko w sprawie dzisiejszych godzin otwarcia. Tniemy dziś ostatnią godzinę, w związku z czym
NOWY BUFET JEST DZIŚ CZYNNY DO 15:00
Trzeba dojechać na Mazowsze samochodem, a wiecie jak to będzie dziś wyglądać.
Cieszę się na spotkanie z moimi dziewczynami jak dziecko, ale póki co do piętnastej sprzedajemy smakowity lancz, w skład którego wchodzą:
– krem kalafiorowy z prażonymi pestkami dyni i słonecznika
– tajska wołowina massaman z orzeszkami ziemnymi, mleczkiem kokosowym, świeżą kolendrą i ryżem basmati
– tarta z pieczoną dynią piżmową, tymiankiem, pomidorkami i serem grana padano
– ciasto drożdżowe że śliwkami, orzechami włoskimi i kruszonką.