Mamy tutaj codziennie kalejdoskop tych samych postaci. Tak jakbyśmy oglądali telewizję śniadaniową przez szyby. Obrazy co jakiś czas się zmieniają, wiadomo. Teraz od niedawna przed naszą szybą czeka pani z synem, żeby wsadzić go w specjalny samochód, który dowozi go do szkoły. Syn stoi, trochę się wierci, a mama zawsze wypala papierosa. Po drugiej stronie ulicy jeszcze jakiś czas temu przechodził starszy pan z dwoma dużymi starymi psami – teraz przechodzi z jednym, który zdaje się chodzić coraz wolniej. Takie obrazki chwytają za serce. Albo nasz profesor z Teksasu – czasami widę go po drugiej stronie, jak dziarsko kroczy – mimo zaawansowanego wieku i trzymanej od niedawna w ręku laski. Czasem widzę pana podobnego do detektywa z serialu, dlatego ma ksywkę Monk. Jest też Lepper, herr Flick i sobowtór polskiego rapera. Okolicę mamy oswojoną jak widzicie, dlatego czuję się na Grzegórzkach tak jak w domu – podobnie mam na Miasteczku Studenckim i na Czerwonym Prądniku, obok kościoła na dobrego Pasterza. Czyli w miejscach, gdzie mieszkałam na tyle długo, że je sobie udomowiłam. Dziś widziałam już profesora i czekam aż wpadnie z pytaniem: „Which of Your famous soups do You have today?”.
Wam mogę napisać tu i teraz, jaka dziś zupa, oraz reszta lanczu. Oto zestaw:
– krem z selera z gorgonzolą
– kokosowe curry z dyni i batatów, z orzeszkami ziemnymi, kolendrą i ryżem basmati
– tarta z brokułem, pomidorami suszonym i fetą
– tarta z pieczarakmi, gorgonzolą i mozzarellą
– sbriciolata z ricottą i czarnymi porzeczkami.