9 marca 2020

  
Moje naiwne proroctwa z piątku nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Kiedy w okolicach 13:30 zcierałam ostatnie pozycje z tablicy, oraz dopisywałam na niej braki, z kolejki dobiegł mnie głos jednego ze stałych klientów: „Pisała Pani, że będzie spokojnie”. Czekający musieli obejść się smakiem, a ja w ramach pokuty i nieobecności małżonka, poszłam w sobotę po kinie umartwiać ciało do McDonald’s. Nie byłam tam wieki, więc po wyklikaniu na tablicy burgera dla siebie, zabrałam tylko paragon, nie zauważywszy kartki z numerem zamowienia. Pan za ladą trzy razy nawoływał, więc zorientowałam się, ze chodzi chyba o mnie. Promocyjny burger za 18.90 (to tyle co ruben, bez dziesięciu groszy) okazał się bezpłciową bułą bez wyraźnego smaku, zbyt małą na moje obiadowe potrzeby,ale nie oczekiwałam cudów od fast foodów. Westchnęłam tylko, że skoro burger promocyjny w sieciówce kosztuje tyle samo co ruben, to ja chyba muszę się jeszcze pouczyć biznesu. I pomyślałam jeszcze, że dokładam 5-7 złotych i mam wspanialego, soczystego, świetnie skomponowanego autorskiego burgera w Streat Slow Food. Ale najpierw to jednak pomyślałam, że trzeba się czasem przejść w inne, nieuczęszczane przez siebie miejsce, żeby nie być wykluczonym i orientować się na rynku gastronomii i technologii.
Dziś nie czynię Wam żadnych obietnic co do dostępności, poinformuje tylko poniżej, jaki to zestaw mamy dziś dla Was:
– toskanska zupa pomidorowa z oliwą i pesto
– chili con carne z mielonej wołowiny, papryki, fasoli i pomidorów, podawane z grillowaną tortillą, kolendrą i odrobiną śmietany
– tarta z pieczonymi bakłażanami, fetą, pestkami słonecznika, pomidorkami i miętą
– ciasto drożdżowe z truskawkami i kruszonką.