Dawno mnie tu nie było. Podróżowałam. I to w charakterze kierowcy. Postanowiłam w drodze do Ciechanowa po raz pierwszy przejechać Warszawę sama, z pomocą siostry – nawigatora. Miałyśmy sobie zrobić krótką przerwę w McDonald's na kawę, wodę i popas i zobaczyć, czy w połowie drogi wciąż czuję się na siłach przesmyknąć przez obwodnicę stolicy jako kierowca. Przegapiłyśmy jakoś złote łuki i czekałyśmy na następne. Ale na horyzoncie nic, a ja coraz bardziej poirytowana – bo sucho w gardle, bo organizm domaga się kawy i kanapki (miałam swoje), bo kark domaga się rozprostowania. Chciałam zatrzymać się na stacji benzynowej, ale zobaczyłyśmy, że kolejny Mac jest za 6 km, więc prułyśmy dalej. Byłam zestresowana, bo bałam się, że ziszczą się moje najgorsze obawy -w głębi duszy pragnęłam, żeby to jednak Ewa przejęła stery po przerwie, bo ja już blisko rok nie jechałam ekspresówką. Przede wszystkim zaś niezaspokojone potrzeby z dołu piramidy dawały o sobie znać. Bałam się, że McDonald's przepadnie, a ja siłą rozpędu, bez możliwości zatrzymania, wjadę w gęstwę pasów obwodnicy i się tam ugotuję.
I tak jak w "Serii Niefortunnych Zdarzeń", w przypadku ciotki dzieci, granej przez Meryl Streep – wszystkie moje lęki znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. Wjechałam w ten brzuch wieloryba, który na szczęście okazał się drewnianą atrapą. A mój najgorszy lęk jak zwykle był gorszy od rzeczywistości. Na Bielanach (bo nawigacja wyekspediowała nas bokiem), zmieniłyśmy się na ostatnią prostą i w spokoju pochłonęłam kanapkę z serem i szynką, zapijając obficie wodą. A trasę powrotną zrobiłam już sama. Stres dość długo jeszcze pozostawał w moim ciele, ale po tym chrzcie bojowym może być już tylko lepiej. Dla jednego to pestka z arbuza, dla mnie raczej z awokado. Taka mała, prywatna radość z pokonania strachu.
Jutro-pojutrze wrzucę jakieś fotki poremontowe,żebyście i Wy byli doinformowani, jak tam teraz u nas jest.