Jestem już coraz bardziej zmęczona kampanią prezydencką i wszystkimi wydarzeniami wokół tego. W zasadzie trwa to wszystko od marca i chwilami mam taki przesyt, że zaczynam kląć po szewsku, a adresatami mojej łaciny są wszyscy "oni" w radiu, co to uczestniczą w tym widowisku. Debata będzie, nie będzie, tu albo tam, przyjedzie-nie przyjedzie, telewizja rządowa-zagraniczny kapitał. Niech szybko mija ten tydzień, wybierzmy jak nam w duszy gra i cała machina trochę przyhamuje. A my powrócimy do przyziemnych spraw, zaczniemy myśleć o czymś innym – na przykład ja przyłożę się w końcu do ogarnięcia zestawu ubraniowego na wesele siostry, które zbliża się coraz większymi krokami, a którego nie mogę się doczekać – rodzina w komplecie, do tego meczyk na wyjeździe bo nad morzem. Takie małe wakacje to będą, skaczę z radości na myśl o nich, bo w tym roku nie dla nas wakacje – zamknięcie koronowe przekreśliło nasze plany. Dlatego te wszystkie małe wyjazdy urosły niespodziewanie do rangi głównych wakacyjnych wydarzeń. No a ślub w najbliższej rodzinie to generalnie spore wydarzenie – będziemy się cieszyć i wzruszać, oraz jeść smakołyki i pić alkohol. A wszystko to w nadmorskich okolicznościach przyrody. Taaaak.
Natomiast dziś, wszyscy ci, którzy nie jedli wczoraj quesedillas, będą mogli to naprawić, bo wciąż mamy kilkanaście sztuk do rozdysponowania. Co oznacza podwójny lancz, który w całości prezentuje się tak:
– krem kalafiorowy z prażonymi pestkami słonecznika i olejem lnianym
– farfalle z grillowaną cukinią w sosie śmietanowo-winnym, z serem pecorino romano
– quesadillas – grillowana tortilla z dodatkami, plus roszponka z winegretem
– tarta z burakami, fetą, pestkami dyni i rukolą
– ciasto drożdżowe z truskawkami, rabarbarem i kruszonką.