W tym deszczowym i dość dołującym pogodowo tygodniu, postanowiłam zamiast szukać ukojenia w jasnej stronie życia, udać się tam, gdzie jest jeszcze ciemniej i smutniej. A mianowicie – zaczęłam oglądać czteroodcinkowy dokument niemiecki „Rohwedder: jedność, zbrodnia i wolność”, oraz równolegle czytam „Tragedię na przełęczy Diatłowa” Alice Lugen. Film Netflixa to historia o tajemniczym zabójstwie prywatyzatora przemysłu niemieckiego – takiego ichniejszego Balcerowicza, z RAF-em i zjednoczeniem Niemiec w tle – bardzo ciekawe, jeśli ktoś tak jak ja lubi dokumenty polityczno-społeczne. Historia zza miedzy, ale kto w Polsce wtedy się tym przejmował, skoro sami mieliśmy tutaj bajzel jakich mało, inflację, bezrobocie i tysiące innych rzeczy do ogarnięcia.
Książka niby dokumentalna – a od pierwszej strony czyta się jak przedni thriller, nie można się wręcz od niej oderwać. Dostałam ja na drogę powrotną z Warszawy i bardzo za to dziękuję, bo naprawdę mnie wciągneła, jak dawno nic. Dużo bardziej niż ostatni Miłoszewski. Jeśli ciekawi Was, co się stało z grupą studentów-turystów, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach w 1959 roku, w głębi Rosji, to bardzo Wam tę książkę polecam. Chwilami miałam wrażenie, jakbym wręcz czytała o Czarnobylu, ale to było 25 lat wcześniej. Napisane jest świetnie – szczerze mówiąc nie mogę się doczekać, kiedy zasiądę na kanapie i będę kontynuować odkrywanie kolejnych kart tej mrożącej krew w żyłach historii, której zakończenie znam, ale bardzo chcę się dowiedzieć o kulisach tej tragedii. Jeśli macie podobne co ja gusta – zachęcam tym bardziej!
Oczyiście zachęcam też do odwiedzenia naszego lokalu i posilenia się w lanczowej porze. Oto co proponujemy:
– zupa kukurydziana
– krem z buraków z jogurtem
– tajska wołowina massaman z mleczkiem kokosowym, orzeszkami ziemnymi, kolendrą i ryżem basmati
– tarta z cukinią, gorgonzolą, grana padano i pomidorkami śliwkowymi
– ciasto drożdżowe ze śliwkami i kruszonką.