Już wcześniej doszła do mnie informacja, że Kazimierz Pułaski była kobietą. W weekend miałam jednak okazję obejrzeć dokument poświęcony osobie Kazimierza Pułaskiego – wielkiego bohatera amerykańskiej wojny o niepodległość, który pożegnał się z życiem zaledwie w wieku trzydziestu czterech lat, raniony śmiertelnie kartaczem w bitwie pod Savannah. Oczywiście to co napisałam w pierwszym zdaniu to nie do końca prawda, ale badania jego szkieletu wykazały, że Pułaski był osobą transpłciową. Podczas gruntownego remontu monumentu, wzniesionego na jego cześć w Savannah wlaśnie, poddano szczegółowym badaniom ekshumowane szczątki, które miały być jego szczątkami. Grupa badawcza była zszokowana, bo miednica w szkielecie była niewątpliwie miednicą żeńską, co poddało w wątpliwość autentyczność szkieletu. Po bardzo długich i kosztownych badaniach, przywiezieniu z Polski kawałków kości prawnuczki jego siostry ustalono z 99,98 procentową pewnością, że materiał genetyczny wskazuje iż faktycznie są to szczątki Pułaskiego. Co ciekawe – w akcie urodzenia Pułaskiego, do którego badaczom również udało się dotrzeć, napisano po jego urodzeniu, że cierpi na „debilizm” – prawdopodobnie dlatego, że miał nie do końca wykształcone cechy płciowe. Potem jako dziecko rozwijał się normalnie, wychowywany był jako mężczyzna. Niskiego wzrostu i krępy, szybko przerósl umiejętnościami swoich starszych braci i wykazywał ponadprzeciętne zdolności podczas ćwiczeń wojskowych, doskonale również jeździł konno. Jedna z hipotez, wysuniętych przez naukowczynie mówi, że mógł on cierpieć na przerost nadnerczy, co wiązało się z hiperandrogenizmem i maskulinizacją – stąd kobieca miednica ale inne cechy męskie.
Pułaski w bardzo młodym wieku wykazał się olbrzymią odwagą, brawurą wręcz, na polu walki, a po pierwszym rozbiorze uciekł z kraju i wylądował w Paryżu, gdzie spotkał się z Beniaminem Franklinem i w rezultacie wylądował na amerykańskiej ziemi i zaoferował swoje usługi w wojnie o miepodległość. Szybko wykazał się na polu bitwy, a jego manewr w bitwie nad rzeką Brandywine uratował życie Waszyngtonowi – ten w podzięce mianował go dowódcą kawalerii.
Kazimierz Pułaski nigdy się nie ożenił i stronił od ludzi, a jak słuchałam o jego brawurze na polu walk, to trudno mi było się nie uśmiechnąć i nie pomyśleć, że doskonale znamy tę brawurę, to nasze porywanie się z sześćdziesięcioma kawalerzystami na cztery tysiące Anglików (tak było!).
Teraz Pułaski jest jednym z największych bohaterów amerykańskiej walki o wolność, ma wiele pomników w Stanach Zjednoczonych, a w dzień jego śmierci – jedenastego października(tak się sklada, ze ten dzień przypadał wczoraj), amerykańska Polonia organizuje paradę w Nowym Jorku.
Przyznacie sami, że historia jest ciekawa. Oczywiście zainteresowanych odsyłam do źródeł. Kto jest zainteresowany owym dokumentem, znajdzie go na platformie Canal+.
A ja mogę spokojnie przejść do dzisiejszego menu, które jest adekwatne do marnej aury zaokiennej:
– florencka zupa z fasoli z jarmużem i oliwa
– kokosowe curry z dyni i batatów, ze szpinakiem, orzeszkami ziemnym i ryżem basmati
– tarta z brokułami, oliwkami liguryjskimi i fetą
– tarta czekoladowo-kajmakowa.