Ten dzień zaczął się tak intensywnie i na tak wysokich obrotach, że aż dziw bierze, że póki co wszystko idzie zgodnie z planem. Najpierw musieliśmy wstać – wcześniej niż zazwyczaj. Szybko do Bufetu, gdzie ja miałam godzinę, żeby wyrobić się z pracą, potem wsiadłam w taksówkę i na Prokocim. Poł godziny po moim wyjściu przyszedł Bartek, żeby zgrillować cukinie na quesadillas. Zaraz potem małżonek musiał wsiąść na rower i gnać do domu, żeby zabrać kota do weterynarza na dzienny pobyt. Kiedy wróciłam z Prokocimia, Bartek kończył z cukinią, a męża jeszcze nie było. Bartek poszedł, skończyłam swoje obowiązki i na szczęście małżonek się pojawił z powrotem. Teraz bierze się za quesadillas, a ja mam wszystko na tyle ogarnięte, że piszę dla Was tę relację. Na szczęście wszystkie trybiki zadziałały, ale świadomość, że jedna obsuwa może wywołać efekt domina, ściskała mi żołądek w naparstek przez cały ranek.
Jak już wczoraj pisałam – dziś pracujemy ostatni dzień w tym tygodniu. Co do przyszłego – będę Was jeszcze informować, bo sama nie wiem. Na dzisiejszy lancz przygotowaliśmy dla Was:
– krem brokułowy z grzankami
– quesadilla z serem szynką, cukinią i kukurydzą, plus sos majonezowo-jogurtowy z wędzoną papryką i sałata z winegretem
– tagliatelle alla puttanesca z oliwkami, kaparami i pomidorami, posypane natką pietruszki i serem grana padano
– tarta ze szpinakiem, serami – camembert i grana padano, oraz suszonymi pomidorami
– sernik nowojorski z musem malinowym.