Pierwszy seans kinowy w roku 2021 za nami. Czy czułam mrowienie przed wejściem na salę? Oczywiście. Pan sprawdzający bilety bardzo się do nas wszystkich uśmiechał spod maseczki – on pewnie też był szczęśliwy, że ma swoją pracę z powrotem. Gdy wyszliśmy z kina po seansie, małżonek oznajmił, że nigdy nie widział takiej alkoholowej propagandy. Trochę mu przyznałam rację, a trochę nie. Sprowadzenie filmu „Na Rauszu”do propagandy picia jest zbyt daleko idącym uproszczeniem. Jest to komediodramat, więc elementy zabawne mieszają się z tragicznymi – czyli dokładnie tak, jak jest z piciem/nadużywaniem alkoholu. Trzeba przyznać jednak, że widzka i widz wyszli z kina pokrzepieni i zadowoleni, po raz nie wiadomo który stwierdzając wyższość kina z Europy nad amerykańskim (zwykle wyobrażamy sobie, jak Amerykanie potraktowaliby ten konkretny temat filmu i zwykle wychodzi nam, że potraktowali by źle, po macoszemu i płytko). Zastanawialismy się nawet, czy nie wprowadzić w nasze życie zasady permanentnego rauszu – w koncu nie mamy nad sobą kogoś, kto może nas zwolnić; po zastanowieniu doszlismy jednak do wniosku, że nie jest to najlepszym pomysłem :) . Premiera w maju, więc wybierzcie się do kina, bo uważam że to bardzo dobry film. A tańczący Mads Mikkelsen wart jest obejrzenia po dziesięciokroć. I to nie jakiś tam walczyk, nie żadne pogo – sami zobaczycie. Z resztą – na IMDB przeczytałam opinię, że cały rok 2020 był do bani („ssał” – w dosłownym tłumaczeniu) – cały, z wyjątkiem tej duńskiej produkcji.
Bieżący tydzień przyniesie nam odwilż – ta informacja jest dużym pozytywem i wyczekiwałam jej od dość dawna. Może i niektóre z naszych dzisiejszych pozycji w menu okażą się takimi pozytywami dla Was. Oto, co przygotowaliśmy:
– krem kalafiorowy z olejem z pestek dyni
– butter chicken – kurczak w sosie maślano-pomidorowo-jogurtowo-orzechowym, ze świeżą kolendrą i ryżem basmati
– tarta z pieczarkami, gorgonzolą, grana padano i pestkami słonecznika
– tarta czekoladowa – blok, z herbatnikami i prażonymi nerkowcami.