Ostatnimi czasy okopałam się zbytnio w dokumentalne lektury, pełne faktów, dat i informacji. Wczorajsza niedziela była dniem, kiedy musiałam powiedzieć „dość” powadze, bo zauważyłam co następuje. Czytam książkę dokumentalną – jedna strona za mną, a ja nuże do telefonu, spraawdzić jakąś głupotę. Kolejna strona, a ja siedzę za chwilę przy komputerze, bo coś niecierpiącego zwłoki mi się przypomniało. I ta w kółko – zobaczyłam w końcu, że zachowuję się tak, jakbym uczyła się do klasówki. Wiecie, rozumiecie – nagle jest potrzeba zrobienia sobie koktajlu, sprawdzenia co słychać w gazetce Lidla, a nawet – to już najcięższe stadium – potrzeba umycia okien! Na szczęści ostatni przypadek nigdy nie był moim udziałem – to już jest końcowe ekstremum. Zrobiłam krótką autoanalizę i jak Agnieszka Chylińska, powiedziałam sobie: „dość”. A nawet lepiej niż Agnieszka, bo ona antycypowała, że ten moment nastąpi – w przytaczanym utworze było tuż-tuż przed nim. Autoanaliza powiedziała mi krótko: „Dziewczyno – potrzebujesz beletrystycznej rozrywki. Idź do półki nad łóżkiem, zdejmij z niej kolejną część sagi Sapkowskiego o Wiedźminie i zacznij czytać, do stu piorunów!” Posłusznie udałam się we wskazane miejsce, sięgnęłam po „Krew Elfów” i co się okazało? Że to jest odtrutka. Że potrzeba mi mięsistej historii z wyraźnymi bohaterami, że potrzeba mi innych emocji niż nieustanna złość na amerykański system gospodarczy, społeczny i polityczny. Próbowałam nawet, dostrajając się do tej potrzeby, obejrzeć film „Sokół z masłem orzechowym”, ale był on sztampowy, szyty grubą nitką i mnie nie przekonał, mimo tego, że zrobiony był dla pokrzepienia serc. Mnie nie pokrzepił – pokrzepiła mnie za to Ciri, szkoląca się na Wiedźminkę i Jaskier, który z pomocą Yennefer ledwo uszedł z życiem z chlewika obok zamtuza. Równowaga zdała się powrócić. Teraz tylko jeszcze słońce, pąki zamienione w liście, kwiaty i będzie git.
Git jest również w naszym menu – dziś jest całkiem sensowne. Już Wam wymieniam, co przygotowaliśmy:
- zupa z kapusty z pesto, pomidorami i grana padano
- tajska wołowina massaman w mleczku kokosowym, z orzeszkami ziemnymi, kolendrą, ziemniakami i ryżem Basmat
- tartak bio burakami na parze, fetą, pustkami słonecznika i odrobiną octu balsamicznego
- tarta z białej czekolady z kardamonem, polana musem malinowym.