Coraz więcej pojawia się informacji, że otwierające się po lockdownie restauracje rozpaczliwie poszukują rąk do pracy. Że wielu z tych, których zwolniono ze stanowisk, przebranżowiło się i ani myślą wracać. Niedawno na grupie spożywczej ktoś wrzucił dane, które firmy z branży gastro w Krakowie dostały największa pomoc od państwa. Wywołało to mały kałoszkwał (taką pewnie wrzucający osoba miała intencję), a ja zachodzę w głowę, jak kogoś mogą razić te liczby. Pomoc powędrowała bowiem do tych, którzy swoich pracowników zatrudniali na normalnych rynkowych warunkach – dawali im umowę o pracę i postanowili utrzymać ich etaty na czas pandemii. Wszyscy, którzy dawali umowy cywilno-prawne, teraz mają problem ze znalezieniem ludzi do tej – bądź co bądź ciężkiej – pracy. I wiecie co? Może to nie jest zbyt chrześcijańskie, ale ja się cieszę, że nikt nie chce pracować na umowę -zlecenie za małe pieniądze. Sama przepracowałam tak lata. Może to jest ten czas, w którym przetrwają najbardziej ludzcy pracodawcy a gastronomia zacznie wychodzić powoli z szarej strefy? Wiem, że szanse są małe, bo pewnie skończy się tak jak na zachodzie – pracować na czarno będą imigranci zarobkowi, bo suwa trzeba przecież co 3 lata wymienić. Mimo to mam nadzieję, że coś się ruszy w tej kwestii. Pracownicy gastronomii – kibicuję Wam bardzo! Sama Was nie zatrudniam bo mnie na Was nie stać – dlatego nigdy się nie rozrośniemy oraz nie dorobimy się dużych pieniędzy. Czy mnie to martwi? Ależ skąd!
Pozbawiona na tę chwilę zmartwień, z radością mam Wam do przekazania informacje na temat dzisiejszego lanczu. Oto one:
- krem z dyni z mleczkiem kokosowym, imbirem i limonką
- cannelloni nadziewane szpinakiem, ricottą i grana padano, zapiekane w sosie rosè
- tarta porowa z gorgonzolą i orzechami włoskimi
- tarta cytrynowa z bezą.