Miałam niedawno bliskie spotkanie trzeciego stopnia z sąsiadem z kamienicy naprzeciwko. To emerytowany taksówkarz, który stoi całymi dniami na rogu, wraz ze swoim około pięćdziesięcioletnim synem. Jego letni outfit to drelichowe ogrodniczki na gołe ciało. No a nieodzownym elementem całorocznego outfitu jest papieros w ustach. Wiecie – taki stary cwaniura, pan majster, złotówa, o groźnym wzroku spod brwi. Oczywiście mówię mu „dzień dobry”, a on obserwuje nas od kilkunastu lat – spod krzaczastych brwi. jesteśmy w końcu nowi na dzielni i trzeba się nam przyjrzeć. Otóż parkowałam sobie samochód w niedzielę naprzeciwko jego kamienicy – zasadniczo udało mi się to za pierwszym razem, ale chciałam poprawić, bo miałam koło trochę na krawężniku, a ja lubię stać równiutko. Wykonywałam więc manewry, a pan – chyba lekko zniecierpliwiony – wyszedł na szluga i podszedł do mnie, pokazując gestem, żebym otworzyła okno. „Ty to mało jeździsz, tak jak ja. Czasami widzę, że po dwa tygodnie samochód stoi w jednym miejscu. Jedna taka babka, też tu mieszka i mercedesem jeździ, ale ona nie umie parkować na kopertę. Tobie dobrze idzie, ale musisz głębiej wejść. Jak chcesz poprawić, to ja ci pomogę”.
Skinęłam głową, wyjechałam i zrobiłam wszystko zgodnie z jego instrukcjami. Instrukcje sprawiły, że wjechałam dwoma kołami głęboko na chodnik, zupełnie nie tak jak chciałam, ale według jego standardów to było – cytuję – „cycuś”. Podziękowałam pogadałam chwilę i poszłam.
Czy był to typowy mansplaining? Owszem. Czy poradziłabym sobie sama? A jakże. Czy żałuję swojej grzecznej postawy i tego, że mogłam przecież powiedzieć dziadowi, żeby zajął się swoimi sprawami – ależ nie żałuję. Z sąsiadami trzeba dobrze żyć. W końcu jak pan tam wystaje miesiącami, to ma baczenie na nasze auto i zawsze jak coś się wydarzy to szepnie słówko. Ja im czasem zostawiam karmę dla kotów na skrzynce od gazu, bo jego żona dokarmia te nasze dwa bure dzielnicowe, co mieszkają na samochodach, wygrzewając się leniwie na karoserii.
I tak sobie koegzystujemy w kwartaliku kilku ulic. A ja jestem zadowolona z bycia w tej luźnej symbiozie.
A co do symbiozy, to grzechem byłoby nie przejść przy okazji tego słowa do dzisiejszego menu – wyobrażam sobie bowiem, ze rodzaj symbiozy łączy mnie z Wami.
A oto nasze propozycje:
- minestrone – włoska zupa warzywna
- tagliatelle aglio olio pomodoro, z natką pietruszki, grana padano i papryczkami peperoncino
- Czerwone curry z kurczakiem, podawane z ryżem basmati
- tarta z bio buraczkami gotowanymi na parze, kozim serem dojrzewającym, pomidorami kiełkami rzodkiewki
- dwa kawałki tarty z pieczonym bakłażanem, orzechami włoskimi, fetą i karczochami
- czekoladowe brownie z sosem karmelowym.