Czasem mam wrażenie, że rzeczywistość, w której przyszło mi żyć, jest najdziwniejszą z rzeczywistości. Łapię się na tym, że z jednej strony myślę, że nigdy bym nie przewidziała dla ludzi i Ziemi takiego scenariusza, jaki mamy, ale z drugiej strony – bardzo dużo filmów i powieści science fiction realizowały z grubsza podobny scenariusz. Czyli – rządzą korporacje, świat jest tak zanieczyszczony że nie da się funkcjonować na Ziemi, w związku z czym odbywa się podbój kosmosu – w poszukiwaniu miejsca do życia, albo na przykład wody. Ludzie są podporządkowani państwu, inwigilacja jest tak daleko zakrojona, że wolne są tylko myśli. W zasadzie można powiedzieć, że dążymy do tego, ostatnio w bardzo szybkim tempie. Nie przypuszczałam jedynie, że jeśli chodzi o te inwigilację, to ludzie sami ochoczo wskoczą w telefony, oddadzą całą prywatność – i to nie za lekarstwo na raka, ale za jakieś kupony, karty lojalnościowe, albo jeden produkt gratis. Zwróćcie uwagę na aplikacje – Uber Was śledzi w dzień i w nocy, wszystkie te sportowe tematy zbierają danego Waszych trasach, tętnie, kaloriach i stylu życia, a te od rozliczania wydatków z przyjaciółmi dokładnie wiedzą, co kupujecie, w jakim mieście, z kim tam jedziecie, łącząc to wszystko z mailem. Wiele z nich powstaje tylko dlatego, żeby wyłudzić mnóstwo danych, a potem je sprzedać z zyskiem gigantom. Ale czymże to jest wobec faktu, że wiem, ile dzisiaj zrobiłam kroków? Wchodzimy w to jak w masło, a konsekwencje będą raczej opłakane.
Na szczęście zawsze jest wybór – można być w miarę rozeznanym w cyfrowej rzeczywistości i za bardzo nie odstawać, chroniąc jednocześnie swoją prywatność w miarę możliwości.
Muszę przyznać, że czasem się denerwuję, że nie wiem, ile kilometrów przejechałam na wycieczce rowerowej, ale sprawdzam potem cząstkowe trasy, sumuję kilometry i tym sposobem zbieram interesujące mnie dane. A przy okazji zaczęłam się orientować w małych dystansach i wiem, ile kilometrów jest od nas na Słomianą, do Kopca Kościuszki, do Bagateli, oraz na Piastowską.
Ale, z drugiej strony, żeby wlać łyżkę miodu do tej beczki z dziegciem przyznaję, że obecne czasy to są dla mnie najlepsze czasy. Nie chcę się cofać, nie chce alternatywnej rzeczywistości, nie chcę minus dwudziestu lat. I najbardziej mam nadzieję na to, że uda mi się przeżyć życie jeszcze w jako takich warunkach klimatycznych, że ta w zasadzie pewna już katastrofa tylko się o mnie otrze, gdzieś w okolicach siedemdziesiątki.
Póki co wakacje za pasem, przed nimi weekend, dziś wychodzę jeść w grupie – chwilo trwaj!
Dla Was też coś jest. Dzisiejszy lancz prezentuje się następująco:
- harira – marokańska zupa z soczewicy i ciecierzycy
- zielone warzywne curry z mleczkiem kokosowym, trawą cytrynową i ryżem basmati
- tarta z cukinią, pestkami dyni i serem fontal
- tarta z białej czekolady z kardamonem i musem malinowym.