Chociaż stereotyp jest taki, że najbardziej lubi się muzykę własnej młodości i „od dziewięćdziesiątych lat nie powstało nic nowego” – chyba do końca tak nie jest. Owszem, na pewno gros ludzi po czterdziestym roku życia zatrzymał się muzycznie na latach swojej młodości, a niektórzy nawet na latach siedemdziesiątych to myślę, że jest duża grupa tych poszukujących. Myślałam o tym ostatnio, bo z jednej strony, zespół wszechczasów to dla mnie wciąż The Beatles, ale…. No właśnie, to „ale” jest bardzo duże i pojemne. Coraz częściej mam bowiem takie dni, że na swojej playliście przewijak stare kawałki, bo zaczynają mi trącić myszką i zaczynam poszukiwać nowocześniejszych brzmień, ciekawej produkcji, elektroniki. Czy, jak twierdzi spora grupa dojrzałych ludzi – muzyka się skończyła i kiedyś to się grało? Jest to chyba jednak oznaka starzenia się, bo kto się naprawdę interesuje muzyką, ten szuka, skanuje, przeczesuje i znajduje ciagle nowe, zaskakujące pomysły, wielu zdolnych młodych ludzi i świetne kawałki. Prawda jest taka, że ci narzekający i hołdujący mitycznemu „kiedyś”, średnio interesują się muzyką, a swoje pomstowanie na jakość współczesnego badziewia muzycznego opierają na słuchaniu popularnych stacji radiowych „dla każdego” i telewizji. A tam – nie da się ukryć – promowana jest głównie byle jaka papka, za puszczanie której płacą duże wytwórnie.
Zawsze a propos muzycznej konserwy przypomina mi się ta nieśmiertelna historyjka Raczkowskiego z redaktorem Trójki i płytą Paktofoniki, schowaną za szafą.
Oczywiście nie pokasuję teraz na gwałt wszystkiego poniżej lat dwutysięcznych z moich list, ale intensywnie przyglądam się nowościom i ciągle dodaję wszystko, co mi się spodoba. W końcu historia muzyki to ciąg zdarzeń, a hip hop wyrósł z jazzu – nie zapominajmy o tym.
Nie zapominajmy,a raczej nie zapominajcie, bo ja doskonale o tym pamiętam – że w tym tygodniu pracujemy tylko dziś i jutro – potem urlop do 31 sierpnia.
W związku ze zbliżającym się urlopem, jest dla Was malutka niespodzianka – dziś zamiast focacciii bagietek, mamy w ofercie kanapkę Sloppy Joe – tylko kilkanaście sztuk, bo tyle mieliśmy sosu bolońskiego, ale to zawsze coś. Całe menu prezentuje się następująco:
- krem z buraków z jogurtem
- wegańskie kokosowe curry z dyni i batatów, z orzeszkami ziemnymi, kolendrą i ryżem basmati
- Sloppy Joe – opiekaną kanapka z sosem bolońskim, serem cheddar, nachosami i surówką z białej i czerwonej kapusty
- tarta z grillowaną cukinią, mozzarellą, duńskim serem pleśniowym i pestkami dyni
- blondie z białą czekoladą, prażonymi nerkowcami i kremem z masła orzechowego.